Nocne modlitewne wyprawy Prandellego to najbardziej jaskrawe przykłady tego, że Bóg i wiara często nie mieszczą się w sferze prywatnej
02.07.2012 11:54 GOSC.PL
Euro się skończyło. Hiszpania znowu górą. W Kijowie rozegrała się tragedia włoskiej drużyny. Tej samej, której sztab szkoleniowy – jak informowały media – kilkakrotnie pielgrzymował z modlitwą do polskich świątyń.
Nocne modlitewne wyprawy Prandellego i spółki to najbardziej jaskrawe przykłady tego, że Bóg, wiara, religia nie zawsze mieszczą się w sferze prywatnej konkretnych osób. Niejednokrotnie wymagają uzewnętrznienia.
Nie zdziwilibyśmy się, gdybyśmy spotkali kogoś, kto cudem uskoczywszy przed nadjeżdżającym samochodem, zakrzyknął na całe gardło „ o Jezu!”. Dlaczego więc często wywołują sprzeciw gesty sportowców, którzy w najważniejszych momentach swojego życia modlą się publicznie, wykonują znak krzyża czy klękają w bramce – jak chociażby Przemysław Tytoń?
Są takie momenty w życiu człowieka, kiedy potrzebuje wsparcia, czuje się samotny wobec wyzwania, z którym musi się zmierzyć. Czuje się słaby, bez względu na to, jak świetnie jest wyszkolony, jak wielkie ma doświadczenie. Najzwyczajniej w świecie jest przerażony tak, jak ten, który cudem uniknął śmierci pod kołami nadjeżdżającego auta. To są gigantyczne emocje. Trudno się dziwić, że w takich chwilach szuka się wsparcia w Niebie.
To jedna strona medalu. Drugą jest gigantyczna radość, która wyzwala się w chwili zwycięstwa. Piłkarze padają na kolana, wznoszą ręce do nieba. Zresztą, nie tylko samych zawodników to dotyczy. Kiedy oglądaliśmy migawki z trybun, również można było nieraz dostrzec kibiców w modlitewnych pozach z oczami wzniesionymi w górę.
Tymczasem to wszystko budzi niepokój. Psuje dobry nastrój człowiekowi, który poukładał sobie życie bez Boga. Możliwe, że oglądając takie „modlitewne” scenki, zadaje sobie pytanie: „a ja, gdzie pójdę, jak już nikogo innego nie będzie?”. Ta samotność może przerazić. Chwilowy impuls, przebłysk świadomości, jak bardzo bez Boga jestem sam, potrafi zepsuć nastrój najbardziej radosnego wydarzenia – sportowego i nie tylko.
Jeśli ktoś chce, żeby tego rodzaju gesty sportowców czy trenerów były zakazane, nie ma sensu z nim walczyć. Można tylko współczuć pustki, z jaką w danej chwili życia przyszło mu się zmierzyć.
A co do Prandellego, to mam nadzieję, że za wicemistrzostwo też pójdzie gdzieś uklęknąć i podziękować. Przecież jego drużyna dokonała wielkiego wyczynu, którego nikt przed tymi mistrzostwami się nie spodziewał.
Jan Drzymała