Polacy mają powody do oburzenia z powodu wypowiedzi prezydenta USA Baracka Obamy ws. "polskich obozów śmierci", ale ich reakcja jest przesadna i może nawet wywołać irytację Waszyngtonu - ocenia b. ambasador W. Brytanii w Warszawie (2003-07) Charles Crawford.
"Zastanawiam się, czy skala polskiej reakcji na pomyłkę, którą łatwo może popełnić ktoś nieznający politycznego kontekstu, nie przyniesie efektów odwrotnych od zamierzonych" - pisze były dyplomata, który pod względem stylistycznym konsultował głośne przemówienie berlińskie ministra Radosława Sikorskiego dotyczące Unii Europejskiej.
"Gdybym był starszym rangą pracownikiem Białego Domu, to bym sobie pomyślał, że reakcja Warszawy z początkowo rozsądnej przekształciła się w nieznośnie irytującą, jeśli nie prowokacyjną, choćby z tego powodu, że otwiera nową linię ataku dla Republikanów" na Baracka Obamę w kampanii wyborczej - napisał na swoim blogu obecnie zaangażowany w konsulting Crawford.
W podobnym duchu wypowiedział się publicysta "The Daily Telegraph" Daniel Knowles. Przyznaje on, że prezydent Obama popełnił rażący błąd i ktoś z jego otoczenia powinien był go zawczasu wyłapać i usunąć.
Mimo to według Knowlesa Polacy nie powinni brać go do siebie i odbierać jako obelgi, ponieważ intencją prezydenta USA nie było ich obrażanie. Brytyjski publicysta zaznacza, że nikt Polaków nie oskarża o to, że są odpowiedzialni za zbrodnie dokonane w Auschwitz, Majdanku, Sobiborze i innych miejscach martyrologii.
Knowles uważa, że w historycznym kontekście, do którego odnosił się Barack Obama (wojennej działalności Jana Karskiego, którą chciał uhonorować) jego błąd kwalifikuje się jako gafa. Knowles nazywa reakcję przedstawicieli najwyższych polskich władz "absurdalnie przesadną".
Z kolei publicysta tygodnika "The Economist" Ed Lucas jest - jak napisał - zszokowany tym, że Obama nie uświadomił sobie, jak drażliwe i uwłaczające jest dla Polaków sformułowanie "polskie obozy śmierci". Lucas przypomina, że jest to już druga gafa Obamy w oczach Polaków. Poprzednio prezydent USA ogłosił rezygnację z planów tarczy antyrakietowej, której elementy miały być rozmieszczone w Polsce, 17 września - w dniu rocznicy sowieckiej inwazji na Polskę w 1939 roku.
Mieszkający w Waszyngtonie współpracownik "Daily Telegraph" Nile Gardiner napisał, że "dla administracji, która chętnie szczyci się «rozważną potęgą» (smart power), wypowiedź była wyrazem zdumiewającej, historycznej ignorancji, jak również rażącego braku wrażliwości".
"Smart power" to połączenie "soft power" - zdolności do zdobywania wpływów dzięki atrakcyjności własnej kultury, polityki i ideologii oraz "hard power" - wpływania na inne podmioty środkami wojskowymi i ekonomicznymi.