Czy odkupienie musiało tyle kosztować?
Kiedyś ksiądz na rekolekcjach dla młodzieży zrobił prowokację. Przyniósł ze sobą okno, takie normalne – ramę z szybą. Wyciągnął piłkę futbolową i zapytał: – Kto z was umie tak kopnąć, żeby wybić tę szybę?
Zgłosił się jakiś osiłek. Z miną Ronaldo czy innego Ronaldinho wziął rozmach i tak kopnął, że szyba rzeczywiście poszła w drobny mak. Zadowolony chciał już iść do ławki, gdy ksiądz złapał go za rękaw i mówi: „A kto zapłaci?”. Konsternacja, śmiechy. Chłopak zbaraniał, bo ksiądz zrobił taką minę, jakby mówił poważnie. – Ale, ale… – zaczął się jąkać. W tym momencie podszedł podstawiony człowiek i wręczając księdzu sto złotych, powiedział: Ja zapłacę.
To była ilustracja, bardzo niedoskonała, do tego, co Jezus dla nas zrobił. Czyli że myśmy nabroili, a On za nas zapłacił. Ale ani nie chodziło o szybę, ani nie kosztowało to sto złotych. To była taka cena, że nawet Chuck Norris (choć dwukrotnie policzył do nieskończoności) nie zdołałby jej ogarnąć.
No właśnie – czy ta cena musiała być aż taka? Czy Jezus musiał dla naszego zbawienia tak okrutnie cierpieć i umrzeć? Czy było możliwe, żeby nie cierpiał?
Kiedyś zaskoczyła mnie odpowiedź księdza biblisty, który na tak zadane pytanie odparł bez cienia wahania: Nie było możliwe.
I wyjaśnił dlaczego. Otóż wiemy z Ewangelii, że Jezus w Ogrójcu „modlił się, żeby – JEŚLI TO MOŻLIWE – ominęła Go ta godzina” (Mk 14, 35). Jeśli Ojciec nie wysłuchał modlitwy swojego Syna, i to takiej modlitwy, tak żarliwej, to znaczy, że nie było to możliwe.
– Jak to niemożliwe, przecież Bóg wszystko może! – oburzy się ktoś. No tak, ale jednak z samej Biblii wiemy, że Bóg „nie może się zaprzeć siebie samego” (2 Tm 2,13). Skoro u początków ludzkości ostrzegł, że nieposłuszeństwo sprowadzi na człowieka śmierć, to nie mógł potem stwierdzić: „A, tak mi się powiedziało”. Bóg to nie człowiek i nie rzuca słów na wiatr. Słowo Boga jest nieodwołalne. Ponieważ więc człowiek zgrzeszył, musiało się spełnić to, co Bóg zapowiedział. To była kwestia Jego prawdomówności. Musieliśmy umrzeć, i to z kretesem – jako prawowita własność diabła, któremu przez grzech z własnej woli się oddaliśmy.
I była na to tylko jedna rada – trzeba nas było wykupić. Zapłacić cenę naszego zbawienia.
Nikt w całym wszechświecie nie mógłby wnieść takiego okupu. Nie mamy przecież niczego własnego. Wszystko pochodzi od Boga, jak więc płacić tym, co należy do Niego?
Więc Bóg sam za nas zapłacił. Sam poniósł karę należną nam. Niewinny za winnych, święty za łajdaków, bezgrzeszny za grzesznych.
To jest nie do pojęcia. Człowiek by tego nie wymyślił. Człowiek wykombinowałby mesjasza, który likwiduje Rzymian małym palcem, z Heroda robi dywanik, a z arcykapłana ministranta. Tylko że to by nic nie dało. Zaspokoiłoby tylko chwilową potrzebę zemsty i dało bezpłodne poczucie tryumfu.
Jezus mógł ludzi zadziwić i zejść z krzyża. Ale wtedy ludzkość zostałaby do tego krzyża przybita na zawsze. I nie byłoby zmartwychwstania.
Ale jest zmartwychwstanie, bo zostaliśmy wykupieni. A skoro tak, to jesteśmy własnością Tego, kto nas wykupił. To dziwny właściciel, bo choć ma do nas pełne prawo, daje nam wolność. A im bardziej Mu człowiek tę wolność oddaje, tym bardziej sam jest wolny.
Franciszek Kucharczak