Niedawno miałem kazanie pasyjne, w którym skupiłem się na postaci Barabasza. To, co powiedziałem wtedy i co po niewielkich zmianach jest zawarte w poniższym tekście, jest owocem długich przemyśleń, do których treści czerpałem głównie z książki Vittorio Messori’ego „Umęczon pod Ponckim Piłatem?”.
Podsumowując: podobnie jak faryzeusze i arcykapłani, tłumy wybrały Barabasza z przyczyn polityczno-religijnych: Kochali swoją ojczyznę, pragnęli jej wolności, kochali świątynię i pragnęli jej zachowania. Czy to znaczy, że patriotyzm jest czymś złym? Nie, tego nie chcę powiedzieć. Miłość do Ojczyzny jest święta. Powinniśmy być patriotami, powinniśmy kochać naszą Ojczyznę, nawet aż do punktu gotowości oddania za nią życia. Miłość do Ojczyzny stałaby się grzechem jedynie wtedy, gdyby zajęła miejsce miłości do Boga. I właśnie tak stało się w procesie Pana Jezusa. I miało to miejsce u Judasza, arcykapłanów i faryzeuszów, i całego tłumu, który wybrał Barabasza zamiast Pana Jezusa.
Miłość do ojczyzny jest analogiczna do miłości do rodziców: jest święta. Ta ostatnia jest przedmiotem czwartego przykazania Bożego: „Czcij ojca i matkę swoją”. Przykazaniu temu towarzyszy obietnica: „A będziesz długo żył”. A jednak Pan Jezus mówi, jak czytamy w Ewangelii: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien” (Mt 10:37 BT).
Mamy kochać rodziców, tak jak mamy kochać ojczyznę i siebie samego: a jednak kto kocha ojczyznę, rodziców, siebie czy innych ludzi bardziej niż Boga, ten grzeszy. I jeśli miłość do ojczyzny, rodziców, siebie czy innych ludzi jest większa od miłości, jaką kochamy Boga, to taka „miłość” tam, gdzie nie ma Boga na pierwszym miejscu, ostatecznie przynosi zniszczenie innych i siebie.
I proces Pana Jezusa jest tego klinicznym przykładem. Judasz, który kochał Ojczyznę bardziej niż Boga, sam wymierzył sobie karę, targając się na swoje życie. Annasz i Kajfasz przestali być arcykapłanami wtedy, gdy Piłat wpadł w niełaski cezara i usunięty z urzędu. Stało się to zaledwie kilka lat po ukrzyżowaniu Pana. Ale ostateczny akt, przynajmniej z naszej ziemskiej perspektywy, dokonał się 40 lat później. W roku 66 wybuchło powstanie przeciw Rzymianom. Było to w czasie Paschy. Jak pamiętamy, każdy dorosły żyd miał obowiązek przynajmniej trzy razy w roku ukazać się przed Panem. Ci, którzy mieszkali dalej, przynajmniej raz w roku, właśnie na święto Paschy. Ocenia się, że w Jerozolimie zgromadziło się wtedy około 1 200 000 żydów. Józef Flawiusz, żyd pochodzący z rodu kapłańskiego, urodzony w Jerozolimie, ocalał jako jeden z 97 000 jeńców, w swoim dziele „Wojna żydowska” napisał: „Cały naród jak gdyby zamknięty w więzieniu przeznaczenia, a wojna porwała w swoje szpony miasto przepełnione mieszkańcami. Było tak, że liczba ofiar okazała się wyższa od liczby ofiar jakiejkolwiek zagłady dokonanej ręką ludzką lub boską”. Zginęło około 1 100 000 żydów. Józef Flawiusz pisze o okropnościach, a chyba największą z nich były matki zabijające i spożywające swoje niemowlęta.
Świątynia wraz z kapłaństwem żydowskim i codzienne składanymi ofiarami przestała istnieć. Nie pozostał z niej kamień na kamieniu. Jerozolima została zniszczona tak, że trudno było powiedzieć, że kiedyś w tym miejscu było miasto. Poza niewielką resztą, naród żydowski został unicestwiony. Nastąpił koniec tego, co arcykapłani i faryzeusze tak bardzo chcieli zachować.
Mamy tu do czynienia z dwoma wizjami, czy z dwoma sposobami postępowania.
Pan Jezus mówi: „Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia” (Łk 19:43-44 BT). Pan Jezus zdaje się mówić: „Gdyby Jerozolima rozpoznała czas nawiedzenia i przyjęła Mnie – ocalałaby.”
Naprzeciw tych słów stoją inne, wypowiedziane przez arcykapłanów i faryzeuszów: „Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród”. Program zupełnie przeciwny. Historia pokazała, jak fałszywe były ich obliczenia.
Czy sami uczniowie Pana Jezusa właściwie pojmowali misję Pana? Nie, także oni uważali Go raczej za mesjasza politycznego czyli za kogoś, kto przyniesie wolność Jerozolimie i żydom. „A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela” (Łk 24:21 BT). Uczniowie Pana Jezusa nie różnili się tym, że mieli właściwe spostrzeganie Jego misji i osoby, ale jedynie tym, że dali Mu skorygować swoje błędne opinie na Jego temat. I to jest szansa i wezwanie dla nas, abyśmy kochając Ojczyznę, rodziców, bliźnich i siebie, jeszcze bardziej kochali Pana Boga, to znaczy: ze wszystkich sił, z całego serca, całą swoją istotą, a siebie i innych ludzi kochali w Nim i ze względu na Niego.
O. Placyd Koń OFM