Misjonarzem można być nawet nie wyjeżdżając z Polski, wkład Kościoła w Polsce w dzieło misyjne powinien być jeszcze większy – mówi KAI z okazji Niedzieli ad gentes, przypadającej w II Niedzielę Wielkiego Postu, bp Jerzy Mazur, przewodniczący Komisji Episkopatu ds. Misji.
Zobacz też: W całej Polsce zbiórka na rzecz misji
Ks. Biskup proponuje szereg różnych inicjatyw, które mają służyć ożywieniu ducha misyjnego wśród Polaków. Proponuje także, aby w roku futbolowych mistrzostw Europy, polscy misjonarze mogli rozdawać piłki dzieciom na wszystkich kontynentach. Poniżej pełny tekst wywiadu z biskupem Jerzym Mazurem.
Gdy zgłosi się do Księdza Biskupa kapłan, który chce wyjechać na misje, to dla Księdza Biskupa kłopot czy radość?
– Rozumiem misjonarzy. Gdy zgłosi się kapłan z prośbą o skierowanie na misje, chętnie go posyłam. Pomagam misjonarzom z mojej diecezji duchowo i materialnie. W krótkim okresie czasu wysłałem na misje dziewięciu kapłanów. Wszyscy moi księża wiedzą, że misjonarze z mojej strony nie będą mieli utrudnień, lecz zachętę i pomoc. Staram się im także stworzyć zaplecze. Gdy przyjeżdżają na wakacje, zawsze mam dla nich czas, chętnie dzielę się swoim doświadczeniem. Przed wyjazdem też poświęcam im dużo czasu, aby podzielić się moim doświadczeniem i udzielić pewnych wskazówek. Mam tu spore doświadczenie, bo gdy pracowałem w Irkucku wprowadziłem kurs przygotowania misjonarzy i misjonarek. To bardzo ważne, aby misjonarz był dobrze przygotowany do ewangelizacji. Skończył się okres pracy tylko w buszu, teraz potrzeba ludzi bardziej wykształconych, nie tylko będących duszpasterzami, ale takich, którzy dadzą coś więcej Kościołowi, do którego zostali posłani. Dlatego jestem za tym, aby wyjeżdżali na misje także księża po studiach specjalistycznych, np. z misjologii czy teologii pastoralnej. Po powrocie z pracy na misjach to oni nieśliby ideę misyjną w diecezji. Staram się patrzeć dalekosiężnie.
A jakby się zgłosił do księdza biskupa świecki kandydat na misjonarza?
– Z radością bym go posłał i pomógł. Wiem, z czym świecki powinien wyjechać na misje. Jeżeli to będzie zwykła pielęgniarka, to jej powiem, że misjonarz ma już pielęgniarki ze swojej parafii. Natomiast jeżeli będzie ona w stanie przygotować i formować pielęgniarki, to na pewno się przyda i może wyjechać na misje. Świecki powinien wspomagać misjonarzy w edukacji, w pracy socjalnej, katechizacji. Nasz założyciel, św. Arnold Janssen proponował model misjonowania: jeden ksiądz i dwóch braci, po to, żeby kapłan nie musiał wypełniać funkcji, które może z powodzeniem wykonywać człowiek bez święceń. Ten sam model można odnieść w stosunku do misjonarzy świeckich. Jestem bardzo otwarty na to, aby wspomagać świeckich, którzy mają powołanie, a nie chcą jechać jedynie po to, aby przeżyć przygodę życia. Bardzo dobrze robią to u nas salezjanie, rozwijając misyjny wolontariat wśród świeckich.
Misje dla katolików w Polsce są pojęciem dość abstrakcyjnym. Co zrobić, żeby to zmienić, żebyśmy byli bardziej wrażliwi na potrzeby innych?
– Pierwsza rzecz, to dobra informacja, uświadamianie, czyli animacja misyjna. To zadanie nie tylko Komisji Episkopatu Polski ds. Misji i Papieskich Dzieł Misyjnych, ale także nas wszystkich. Z jednej strony chodzi o przekazywanie informacji z krajów misyjnych, z drugiej zaś o teologiczne uświadamianie, że należymy do Kościoła, który z natury jest misyjny, jak czytamy w dokumentach Soboru Watykańskiego II, ponieważ bierze początek z planu Ojca - posłania Syna i Ducha Świętego. Ten plan wypływa z miłości Boga, aby wszyscy ludzie mogli być zbawieni. Po drugie obowiązuje nas nakaz Chrystusa, aby głosić Dobrą Nowinę. To jest najważniejsze zadanie Kościoła, a ponieważ my do niego należymy, ciąży na nas odpowiedzialność za zbawienie innych. Chrystus zostawił nam testament: „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody...”. Każdy wierny jest powołany do świętości, ale i do działalności misyjnej, jak to ujął bł. Jan Paweł II. Świadomość tego jest u nas za słaba. Czasem ograniczamy się do pomocy materialnej misjonarzom, czasem do współczucia: „ach, jaki biedny murzynek”. Trzeba sobie jednak uświadomić własną odpowiedzialność, która wypływa z chrztu św., także z sakramentu bierzmowania, który się otrzymuje, aby „być świadkiem” aż „ po krańce ziemi”.
Jak możemy to zadanie realizować?
– Jeden sposób to odpowiedź na powołanie, które słyszy kapłan, brat zakonny, siostra zakonna, czy człowiek świecki, by pracować w misji ad gentes, wśród ludzi nie znających Chrystusa. Ale jest także inna forma bycia misjonarzem – można stać się nim poprzez modlitwę i realizować swoje powołanie nie wyjeżdżając z kraju. Przykładem jest św. Teresa od Dzieciątka Jezus, która nigdy nie wyjechała na misje, a stała się patronką misjonarek i misjonarzy.
Podobnie jak nasza bł. Teresa Ledóchowska...
– ...która powiedziała: „Im który naród więcej czyni dla misji, tym lepiej w jego własnym kraju się dzieje”. Za misje można ofiarować swoje cierpienia, można nawiązać kontakt z misjonarzem, można go wspierać materialnie. Poprzez to można się realizować swoje powołanie nie ruszając się ze swego kraju. Wiele osób już sobie to uświadamia i za to chciałbym wyrazić im słowa wdzięczności, za to, że wspomagają misje, że wymadlają powołania misyjne.
Czy udział Polski w dziele misyjnym jest zadowalający?
– Wedle statystyki mamy 2170 misjonarzy. Tutaj aż chce się wołać i prosić: Polsko, wysyłaj misjonarzy! Ze swej wiary wysyłaj, wspomagaj misjonarzy! Wiara umacnia się, gdy jest przekazywana, jak uczył nas Jan Paweł II.
Dlatego Kościół w Polsce, oprócz Niedzieli Misyjnej, kiedy taca przeznaczona jest na Papieskie Dzieła Misyjne, a fundusze przekazywane do Kongregacji Ewangelizacji Narodów, umożliwia nam, aby także w inne dni organizować akcje na rzecz misjonarzy. W uroczystość Objawienia Pańskiego taca jest zbierana na fundusz misyjny, z którego utrzymujemy m.in. Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie, przygotowujące do pracy misjonarzy i misjonarki. Ponadto niedawną decyzją Konferencji Episkopatu II Niedziela Wielkiego Postu nazwana została Niedzielą ad gentes, została ogłoszona jako dzień postu, modlitwy, solidarności z misjonarzami polskimi. Z ofiar katolików polskich realizujemy różne projekty, o które proszą misjonarze. Pokrywamy także z tych pieniędzy ubezpieczenia dla świeckich misjonarzy. W ubiegłym roku zrealizowano 174 projekty.
Świetną inicjatywę podjęła MIVA Polska: kierowcy deklarują jeden grosz za szczęśliwie przejechany kilometr, a z ich ofiar finansowane są środki transportu dla naszych misjonarzy.
A co się robi w sferze duchowej, aby pobudzić ducha misyjnego wśród Polaków?
– Będziemy nadal promować patronat misyjny. Jest to indywidualna forma pomocy duchowej, polegająca na tym, że ktoś deklaruje się wspomagać modlitwą, cierpieniem, czy materialnie konkretnego misjonarza. Gdyby każdy misjonarz miał trzystu takich patronów, a każdy z nich zadeklarowałby 2 zł. tygodniowo, to w skali roku uzbieralibyśmy 30 tys. na utrzymanie misjonarza. Byłaby to dla niego ogromna pomoc. Starczyłoby z tego także na pomoc dzieciom, biednym, chorym itd. To jedna z nowych form, które chciałbym rozpropagować.