Przechadzki Świdniczan w czasie „Dziennika Telewizyjnego” rozjuszyły komunistów.
Odcięci od świata
Władza sama sobie była winna takiej sytuacji, gdyż nie mogąc zapobiec spacerom zaczęła utrudniać ludziom życie. W godzinach wieczornych wyłączano najpierw oświetlenie na ulicach Świdnika, a wkrótce odcięto wszystkim mieszkańcom prąd i wodę. Wprowadzono też zakaz poruszania się prywatnych pojazdów i dla Świdnika przesunięto godzinę milicyjną na 19.00. Wyłączono także telefony odcinając tym samym Świdnik od kontaktu ze światem. – Skomplikowało to nam działanie, ale nie zniechęciło, popołudniowe wydanie dziennika telewizyjnego było bodajże o 17, więc spacery przeniosły się na wcześniejsza godzinę. Czuliśmy jednak jak narasta zagrożenie. Na ulicach było coraz więcej milicjantów i zomowców, stały wozy milicyjne przygotowane chyba do aresztowań, zaczęto ustawiać armatki wodne. W zakładach pracy działała wzmożona propaganda, przez megafony nadawano informacje o nielegalności spacerów, sianiu defetyzmu i inne jakieś bzdury. Czuliśmy się zmęczeni całą tą sytuacją, ale nie zamierzaliśmy się łatwo poddać - mówi pan Andrzej Mizura.
Ówczesny proboszcz świdnicki ks. Jan Hryniewicz, kapłan pochodzący ze Wschodu, znał doskonale komunistów i ich sposoby działania. Obserwując to co się dzieje w mieście, był przekonany, że szykowany jest jakiś wielki atak, który może wręcz doprowadzić do rozlewu krwi. W niedzielę 14 lutego na wszystkich Mszach zwrócił się do wiernych by zaprzestali spacerów. W kronice parafialnej zapisał. „Wystosowałem gorący apel do ludzi, bojąc się rozlewu krwi. Powiedziałem im, że pokazali już swoje zdanie, siłę i determinację. Jeśli po moim apelu zakończą spacery, zakończą sprawę z honorem, bo wyjdzie na to, że to Kościół ma rząd dusz i jeśli o coś poprosi to ludzie usłuchają. W przeciwnym razie może zostać użyta siła wobec której świdniczanie będą bezradni”. Zaprzestano więc spacerów na prośbę Kościoła, a nie pod groźbami przeciwnika.
O świdnickich spacerach zrobiło się szybko głośno nie tylko w całej Polsce, ale i mówiło o nich radio Wolna Europa. Tego rodzaju opór pojawił się po raz pierwszy. Pomysł spacerów przypisywany jest Janowi Kazimierczakowi działaczowi Solidarności. Za Świdnikiem poszedł zaraz Lublin, gdzie mieszkańcy od 13 do 17 lutego „spacerowali” po placu Litewskim, między 21 a 26 lutym na spacer wyszli Puławianie. Podobne akcje od kwietnia odbyły się m.in. w Białymstoku, Bielsku-Białej, Elblągu, Garwolinie i Sochaczewie.
Tekst ukazał się w lubelskim dodatku diecezjalnym "Gościa Niedzielnego" 09/2012
Agnieszka Gieroba