Od pewnego czasu młodzi biorą więcej. To widać. Gdyby nie brali, to by nie wybrali Palikota.
24.01.2012 14:31 GOSC.PL
Po latach spadku używania marihuany, teraz nastąpił zwrot – mówi „Rzeczpospolitej” Piotr Jabłoński, dyrektor Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii. – W zależności od grupy wiekowej, używa jej od kilku do kilkunastu procent – zauważa (przeczytaj też tekst 13-latki chcą palić „trawę”).
Co się to stało? Ano, przedstawiciele „postępu” już od paru lat tłukli Polaków po głowach akcją „My, narkopolacy”, która miała wyrobić w społeczeństwie przekonanie, że marihuana to niewinne ziele, niczym herbata albo w najgorszym razie tytoń.
I dokładnie ta argumentacja pojawia się w licznych komentarzach do narkotykowej akcji działaczy od Palikota, którzy jedno potrafią robić naprawdę dobrze: wyczuwać kierunek wiatru. Trafnie odgadują, co się może spodobać grupom, na które mogą liczyć, i o to walczą, zyskując sobie opinię rzecznika interesów uciśnionych. W tym wypadku uciśnionych małolatów, bo się nie mogą, biedaczki, bez konopianego wsparcia uczyć. Oto pan Palikot wypruwa sobie żyły dla was i za was, abyście mieli ten cudowny specyfik, co osłabia ból życia, wzmaga optymizm, oddala zagrożenie jaskrą i poprawia funkcjonowanie prostaty nawet u dziewczyn.
Młodzież ma prawo oczekiwać od ludzi dojrzałych odpowiedzialnego prowadzenia w dorosłe życie. Zwłaszcza gdy ci ludzie występują w autorytecie państwa. Nie jest więc niczym dziwnym, że – jak czytamy – aż 48 proc. gimnazjalistów chce legalizacji marihuany. No bo skoro tylu poważnych ludzi bagatelizuje szkodliwość marihuany, a niektórzy nawet chcieli zapalić skręta w Sejmie, to dlaczego młodzi mieliby zachowywać się inaczej? Zwłaszcza, że najłatwiej i najchętniej idzie się w to, co lekkie, łatwe i przyjemne.
I tylko nie wiedzieć czemu tak wielu nieszczęśników, których zniszczyły „twarde” narkotyki, zaczynało od miękkich. Jakimś dziwnym trafem te radosne niegdyś dzieci, dziś, patrząc spod ciężkich powiek przekrwionymi oczami i kiwając się chorobliwie, mówią: „Zaczynałem od marihuany”.
Możecie sobie argumentować do woli o pożytkach płynących z legalizacji lub choćby depenalizacji posiadania miękkich narkotyków, ale najwspanialsze argumenty nie zmienią rzeczywistości. Żadne gadanie nie zwróci czyjegoś zmarnowanego życia i nie zwróci łez jego bliskim.
Ludzie, którzy wywołali zwiększone zainteresowanie narkotykami wśród młodzieży, obciążają się czymś gorszym niż ktoś stojący nad wodą z kamieniem młyńskim u szyi.
Franciszek Kucharczak