Bardzo chciał być księdzem

Jego skromność była wprost proporcjonalna do olbrzymiej wiedzy, którą posiadał. Był jednym z najwybitniejszych propagatorów życia i działalności bł. ks. Jerzego Popiełuszki, bł. Jana Pawła II i kard. Stefana Wyszyńskiego i nieprzeciętnym znawcą nauki społecznej Kościoła – wspomina zmarłego tragicznie ks. prof. Piotra Niteckiego jego kolega Grzegorz Polak, dziennikarz Religia.tv

Zmarły, choć był rodowitym warszawiakiem, pracował jako kapłan archidiecezji wrocławskiej.

Chodziliśmy do tego samego liceum, ale nie znaliśmy się ze szkoły, ponieważ Piotr był ode mnie trzy lata starszy, a wiadomo, że starsi uczniowie nie kontaktują się ze smarkaczami. Na dobre nasza znajomość zaczęła się w drugiej połowie lat siedemdziesiątych, na niwie dziennikarskiej. Piotr był już wówczas uznanym publicystą, popularyzatorem społecznej nauki Kościoła. Redagował miesięcznik „Chrześcijanin w świecie”, wydawany przez Ośrodek Dokumentacji i Studiów Społecznych (OdiSS). Po jakimś czasie został redaktorem naczelnym tego periodyku. To środowisko, w znacznej mierze dzięki Piotrowi, jako jedyne w Polsce publikowało najważniejsze dokumenty magisterium Kościoła, w tym encykliki. Piotr był też współzałożycielem i publicystą tygodnika „Ład”.

Już wówczas wiedziałem, że Piotr bardzo chciał być księdzem, był nawet w seminarium, skąd wystąpił po konflikcie z ówczesnym rektorem. Nigdy nie pytałem Go o szczegóły, ale nie mogłem sobie było wyobrazić, żeby wina leżała po jego stronie. Trudno było znaleźć kogoś bardziej bezkonfliktowego niż On. Niechciany w Warszawie – choć z powodu tylko jednego człowieka – znalazł przystań we Wrocławiu. Mądry kardynał Henryk Gulbinowicz wiedział jaki skarb mu się trafił i nie wypuścił go już z rąk. Ponieważ Piotr nigdy nie porzucił myśli o kapłaństwie, dla jego znajomych i przyjaciół nie było niespodzianką, że dobiegając pięćdziesiątki, wstąpił do seminarium. Ukończył je w trybie przyspieszonym, nie tylko ze względu na zaawansowany wiek, ale olbrzymią wiedzę teologiczną, liturgiczną i historyczną.

Piotr miał czterech wielkich, jeśli można powiedzieć językiem młodzieżowym, idoli. Każdemu z nich poświęcił wiele miejsca w swojej działalności publicystycznej i pisarskiej. Byli to: wybitny biblista ks. prof. Eugeniusz Dąbrowski, prymas Polski kard. Stefan Wyszyński, papież Jan Paweł II i bł. ks. Jerzy Popiełuszko, do którego beatyfikacji ks. prof. Nitecki w znaczny sposób się przyczynił. Pamiętam jak wielkim przeżyciem było dla Niego przyjęcie Komunii św. z rąk Papieża w bazylice salezjanów na warszawskiej w 1991 r.

W ostatnich latach współpracowaliśmy przy tworzeniu Muzeum Jana Pawła II i prymasa Stefana Wyszyńskiego przy Centrum Opatrzności Bożej w Warszawie. Ks. prof. Nitecki był nieocenionym konsultantem, nie raz – mimo znacznej odległości i rozlicznych obowiązków – przyjeżdżał z Wrocławia do Warszawy.

Można było rozmawiać z Nim na wszystkie, najtrudniejsze tematy. Piotr zdawał sobie doskonale sprawę ze wszystkich słabości Kościoła, także środowiska duchownych, ale jego reakcją na nie nigdy nie była kontestacja czy krytyka, lecz wytrwała, cierpliwa praca „u podstaw”. Kochał bowiem Kościół miłością bezgraniczną.

Był człowiekiem mądrym, dobrym, uczynnym i niezwykle rzetelnym. Nigdy nie było tak, że coś obiecał, a potem nie dotrzymał słowa.

Dobrodusznie strofował mnie, gdy w swojej relacji prasowej ze spotkania z Ojcem Świętym w Łomży zwróciłem uwagę na nieprzeciętną urodę litewskiej zakonnicy. Piotr takim „bzdurami” nie zaprzątał sobie głowy. Dla Niego liczyło się tylko to, co najbardziej istotne – czyli tłumaczenie tego, co naucza Kościół. I robił to w sposób niezwykle kompetentny. Za wzór może służyć Jego opracowanie tematu: "Kościół a kara śmierci".

Niedługo przed śmiercią wypowiadał się na ten temat w telewizji publicznej. Powiedział wówczas kapitalną rzecz, nie podnoszoną w dyskusji na temat kary śmierci, mianowicie, że Kościół ma szerszą perspektywę, zależy mu na zbawieniu każdego człowieka, także tego, który zabił.

Pamiętałem o jego 15. rocznicy święceń kapłańskich, która przypadła 8 grudnia br., ale nadmiar zajęć spowodował, że odwlekałem z zatelefonowaniem do Niego. Na wieść o Jego niespodziewanej śmierci przypomniała mi się słynna fraza ks. Jana Twardowskiego, którą sparafrazowałbym następująco: „Spieszmy się rozmawiać z ludźmi, nie odkładajmy nic na później, tak szybko odchodzą”.

Piotr odszedł, po ludzki patrząc, zbyt szybko, jeszcze tyle mógłby dać Kościołowi. Tak bardzo chciał być księdzem, tak krótko był księdzem.

« 1 »