„Jesteś tym, co jesz” – głosi stare, mądre przysłowie.
W XXI wieku większość chrześcijan zdaje już sobie sprawę z tego, na jakim świecie żyje. Współczesna cywilizacja niemal codziennie stawia nas wobec praktyk radykalnie sprzecznych z nauką Chrystusa. Walka z wiatrakami śmierci, takimi jak aborcja czy eutanazja, zmusza nas do zachowania powagi. Trudno żartować, gdy gra toczy się o ludzkie życie. Jednak każdy z nas spotyka się na co dzień również z sytuacjami groteskowymi, symptomatycznymi dla dzisiejszej obyczajowości. Aby wychwycić te absurdy, nie trzeba wielkiej wiary. Wystarczy odrobina zdrowego rozsądku. W przerwie między jedną a drugą odsłoną walki z wiatrakami postanowiłem sporządzić leksykon zjawisk, które w mniejszym stopniu mnie smucą. Za to bardzo śmieszą. Biała kawa, czyli konsumpcjonizm. Ilekroć jestem w kawiarni, kelnerka proponuje mi gigantyczny kubek z mlekiem i syropem. Podobno także z domieszką kawy, tyle że nijak nie da się tego zweryfikować. Ponieważ mlekiem opiłem się w dzieciństwie i akurat nie cierpię na kaszel, informuję, że chodziło mi o coś innego. Wówczas kelnerka mozolnie nastawia ekspres, jednocześnie podtykając mi pod nos mleko i cukier. Gdy mówię: – Dziękuję, to niepotrzebne, ona robi wielkie oczy. – To znaczy nie chce pan mleka? – upewnia się, jakby czarna kawa była czymś w rodzaju wyciągu z kwiatu paproci. Oto znak naszych czasów. Dawniej napój z ziaren kawowca kojarzył się z „małą czarną”, dzisiaj obowiązkowo musi być „duży biały”. Oczywiście, o gustach się nie dyskutuje, ale mam wrażenie, że jeszcze kilka lat temu proporcje między amatorami kawy czarnej a miłośnikami białej były wyrównane, z lekką przewagą tych pierwszych. Dziś większość konsumentów wybiera kawę ze wszystkimi możliwymi dodatkami w myśl zasady „Więcej znaczy lepiej”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Wencel