Zapiski kiepskiego mnicha

"Bóg pozwala się znaleźć w zwykłym życiu, pod warunkiem, że jest to prawdziwe życie łaski, i staramy się żyć nim do głębi i bez udawania". W przypadku listów Thomasa Mertona czytanie cudzej korespondencji nie będzie nietaktem. To wręcz wskazane.

Choć o Mertonie traktował niedawno tekst Georga Weigel’a Niepiękny widok „katolików-progresistów" jest okazja (tym razem dzięki wydawnictwu "W drodze") by raz jeszcze wrócić do trapisty z Gethsemani, który zawadiacko wyrokował o sobie: „Wiem, że jestem kiepskim mnichem, z nieodłącznymi słabostkami, z systemem nerwowym, który płata mi figle” (list do Dom I. Gilette, 1964).

I mimo, iż niektórzy chcieliby widzieć w nim wywrotowca, to przecież o. Louis, jak brzmiało jego zakonne imię, uparcie trwał w posłuszeństwie przełożonym, raz po raz przełykając werdykty cenzorów, o których pisał szelmowsko, iż  „zmieniają się w chór cyganów z Trubadura i słychać ich stąd do Brooklynu” (do N. Burton, 1960).  A tym czego nie mógł publikować, dzielił się w listach. Napisał ich - bagatela - ponad 10 tysięcy! I właśnie Mertonowe „Życie w listach” ma wiele do zaoferowania - tak sympatykom, jak i tym, którzy sceptycznie zapatrują się na literacki eremityzm amerykańskiego trapisty.

Ponad 400 stronicowy wybór korespondencji do przyjaciół, ludzi Kościoła, kultury, nauki (byli wśród nich m.in.: Jan XXIII, Karl Rahner, Erich Fromm, Czesław Miłosz, Daisetzu Suzuki i nawet pewna... szóstoklasistka) ukazuje nam Mertona, w którym mnich do końca życia siłował się z literatem, choć w swym wyborze postawił on jasno kropkę nad przysłowiowym "i": „Chcę być zapomnianym i nieznanym świętym, ukrytym jedynie w Bogu” (do opata J. Foxa,1949 r.).

Los spłatał mu figla, wznawianymi wciąż publikacjami, ale dobrze... Inspirują, pobudzają do refleksji i modlitwy: „Nie celuję ku wyżynom, celuję ku głębiom (…) i proszę Jezusa, by pokazał mi resztę mej drogi” (do J. Foxa, 1949).

Listy Mertona różne ciężarem i tematyką, nawet gdy poruszają sprawy społeczne, w konfrontacji z którymi nader żywo odczytywał swoją tożsamość mnicha („powołaniem mnicha we współczesnym świecie nie jest przetrwanie lecz proroctwo” – list z 23 lipca 1968 r. do Jeana Leclercqua) to wyraźnie ciążą ku doskonaleniu życia pustelniczego, a szerzej  - chrześcijańskiego.

Merton kieruje ku „głębokiej życiodajnej ciszy, która jest autentyczną prawdą i źródłem prawdy, gdyż jest ona zdrojem życia i oknem, na otchłań wieczności i Boga” (do B. Pasternaka, 1958).  W tej ciszy "kiedy jestem sam natychmiast jest ze mną Jezus (do J. Foxa, 1949),  "Jezus, blask ukrytego Ojca, nasza radość i nasze życie (Do J. C.H. Wu, 1961).

Jakiego Mertona poznajemy w listach? Jest oczywiście prowokujący: „Musimy unikać nieszczerości wobec Ducha, polegającej na mówieniu, że coś powiedział, jeśli nie powiedział, i mówieniu, że czegoś nie powiedział, jeśli powiedział” (do N. Burton, 1956). Jest autentyczny: „Nigdy nie broniłem życia całkowicie bezcielesnego (…) i jestem zakochany także odkąd przebywam w klasztorze, choć z przeszkodami ze względu na ograniczenia” (do C. Eslemana, 1966). Jest swojski: „Wielkanoc była cudowna (…) i wszystko było takie wzniosłe, nawet wieprze” (do N. Burton, 1956). Jest szczery: „Bóg działa powoli, a ja nie jestem najbardziej cnotliwym człowiekiem na świecie, i dlatego podejrzewam, że to bardzo dobrze, że działa powoli w moim życiu” (do s. T. Lentfoehr,  1955). Jest czujny i przenikliwy: „Nawet rzeczy, które nie są w najbardziej oczywisty sposób duchowe, jeśli pochodzą z serca osoby uduchowionej, są duchowe” (do b. Pasternaka, 1958).

Obok tej zapoznawanej mniszej prywaty, listy amerykańskiego trapisty są i rodzajem zwierciadła, w którym odbija się smutna prawda o kondycji społeczeństw zachodniego świata: „Gdzie zniknęło poczucie tego, co święte, ta świadomość Świętego? Co się z nami stało?” (do L. Massignona,1960). Merton pyta, ale i wskazuje antidotum - drogę „tajemnicy, ryzyka i zapału”. 

Trafne są jego refleksje wokół dynamiki Kościoła: „Kościół potrzebuje chrześcijan z niezależnym i oryginalnym myśleniem, z nowymi rozwiązania i ze zdolnością do podejmowania ryzyka” (do C. Vitiera, 1963). Wydźwięk profetyczny ma jego głos sprzed ponad półwiecza, dotyczący dialogu międzykulturowego: „Powinniśmy nauczyć się dostrzegać Boga nie tylko w starych, prawie martwych formach Europy, której historyczna misja dobiega końca, lecz wcielonych w formy kraju, którego misja leży w przyszłości" (do J. Andrade.1958).

Nie brak i pięknych refleksji na temat dialogu międzyreligijnego: „Trzeba się trzymać jednej tradycji i jej ortodoksji, bo inaczej grozi nam to, że nie zrozumiemy żadnej tradycji. Z drugiej strony jeśli ktoś żyje autentycznie własną tradycją, potrafi zobaczyć,  w czym inne tradycje mówią  to samo, a w czym są odmienne” (do M. Pallia,1965; ”To, że Pan jest buddystą zen, a ja chrześcijańskim mnichem, zamiast nas dzielić, czyni nas jak najbardziej podobnymi do siebie. Ile wieków zajmie ludziom odkrycie tego faktu?"(do D.T. Suzukiego, 1959); „Tak czy owak, jest tylko jedno miejsce spotkania wszystkich religii, a jest nim raj. Jak miło jest tam spacerować i patrzeć na kwiaty. Lub być kwiatami" (do Suzukiego,1965).

„Życie w listach” będące kompilacją korespondencji zebranych pierwotnie w pięciu tomach, to również cenny przewodnik po ... zwykłym życiu każdego chrześcijanina: „Chrześcijańska doskonałość i jedność z Bogiem musi być realizowana w kieracie codziennego życia, które nie zawsze jest idealne (…) Bóg, mówiąc krótko, pozwala się znaleźć w zwyczajnym życiu, pod warunkiem, że jest to prawdziwe życie łaski, i że staramy się żyć nim do głębi i bez udawania, szukając Boga i niczego innego” (do Dom G. Sortaisa OCSO,1952).

Merton nie kryje, iż nosimy w sobie „własne szurnięte wizje” (do N. Burton, 1956), dlatego tym mocniej wskazuje na Chrystusa bo „tylko w Jego służbie jest prawdziwa wolność” (5. Cold War Letters, 1961). I podpowiada, że „trzeba wiedzieć, jakie są rzeczywiste przywiązania w naszej duszy, zanim zacznie się przeciw nim skutecznie działać i trzeba mieć oderwaną wolę po to, by zobaczyć prawdę własnych przywiązań. (…) To przywiązanie do „ja” jest żyzną glebą dla ziaren ślepoty i z tego wynika większość naszych błędów” (67. Cold War Letters,1962).

Na szczęście Bóg zawsze jest blisko i „kiedy czujesz, że upadłaś wyjątkowo nisko, i jesteś przekonana, że Bóg cię porzucił z powodu Twoich słabości, pamiętaj, że jest bliżej Ciebie, niż wielu godzinach pociechy”  (do s. T. Lentfoehr,1955).

W końcu listy "kiepskiego mnicha" to z klasą wyłożona apoteoza chrześcijaństwa, które „jest zasadniczo humanistyczne w tym, sensie, że jego głównym zadaniem jest uzdolnić człowieka do tego, by osiągnął swoje przeznaczenie, by odnalazł siebie, by był sobą, by stał się osobą, którą został uczyniony, by się stać” (do E. Fromma, 1954).

Nic, tylko czytać te listy – i posyłać dalej!

Książka do nabycia na www.sklep.wiara.pl

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Krzysztof Błażyca