Niewielkie miasto Lukla w Nepalu przeżyło w ostatnim tygodniu prawdziwe oblężenie - hotele wypełniły ponad dwa tysiące turystów, którym wyjazd uniemożliwiła zalegająca mgła. Dopiero w poniedziałek lotnisko - jedyne w rejonie - zaczęło działać i turyści wyjeżdżają.
Lukla, położona na wysokości 2860 metrów, jest miejscem, od którego większość turystów zaczyna trekking w rejonie Mount Everestu.
Z powodu mgły lotnisko nie działało od ubiegłego poniedziałku i czekające na poprawę pogody tłumy turystów nie mieściły się w hotelach; gościom udostępniono do spania jadalnie. Część spała na lotnisku i w namiotach. Zapasy żywności zaczynały topnieć.
Niektórzy ewakuowali się z Lukli na piechotę do miejscowości Jiri odległej o cztery dni marszu, skąd można jednak już dojechać busem do Katmandu.
Inni korzystali z prywatnych śmigłowców, które za transport ośmiu osób liczyły sobie 6 tys. dolarów - stawkę dwukrotnie wyższą niż zwykle.
Jesień jest w rejonie najwyższej góry świata doskonałą porą na trekking, turyści mogą odwiedzić wtedy obóz bazowy na zboczach Mount Everestu, położony na wysokości 5300 metrów, skąd w maju startują na wierzchołek wyprawy himalaistów.
Lotnisko w Lukli ma zaledwie jeden krótki pas startowy i nawet przy dobrej pogodzie obsługuje tylko małe samoloty, które zabierają na pokład 18 pasażerów. Ma opinię jednego z najniebezpieczniejszych na świecie.
W poniedziałek do Katmandu wyleciało do południa 350 osób z około 2,5 tysiąca zablokowanych w Lukli - podały władze lotniska im. Tenzinga-Hillary'ego, które obsługuje dziennie średnio 500 pasażerów. (PAP)
klm/ mc/
10146270 10146202