Zaczytany we wspomnieniach księdza profesora Zygmunta Zielińskiego co jakiś czas robię wielkie oczy.
Od starożytności trzy profesje cieszyły się szczególnymi względami i szacunkiem. Ba – nazywano je faktycznie professiones, a przed ich podjęciem składało się publiczną przysięgę (professio, stąd nazwa).
W sobotnie przedpołudnie pod jednym z peronów dworca kolejowego. Młody, bardzo młody ksiądz – czarna sutanna, czarna maseczka, czarna walizka.
Mały skrawek papirusu datowany na 250 rok po narodzeniu Chrystusa zawiera zapis modlitwy: „Pod opiekę Twojego miłosierdzia uciekamy się, o Bogarodzico”.
To było tak: Izraelici walczyli z Filistynami. I przegrali. Postanowili zatem sprowadzić na pole bitwy Arkę Przymierza, żeby ich strzegła.
Postrzegając stan większości mediów (nie tylko polskich) jako opłakany, przewijam w internecie kolejne tytuły w poszukiwaniu czegoś wartościowego.
Dawno, dawno temu, żeby podkreślić, iż mówi się prawdę, używało się słów: „Jak babcię kocham!”.
U progu nowego tysiąclecia wieloletni redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, ks. Stanisław Tkocz, zanotował: „Media kościelne nie mogą angażować się w bieżącą politykę. Ich zadaniem jest głoszenie zasad moralnych, jakimi powinny kierować się społeczeństwa, a zwłaszcza politycy, w tworzeniu sprawiedliwych ustrojów społeczno-politycznych”.
Zosia z wioski w drugiej części „Dziadów”, pojawiając się przed Guślarzem, opisała swoje życie jako lekkie i frywolne.
Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak to jest być bratem papieża. Wymieniać codziennie jego imię w czasie Mszy św., w wersji oczywiście „papieskiej”, choć od pierwszych lat wołało się za nim, używając zdrobnienia.
Wygląda na to, że Twoja przeglądarka nie obsługuje JavaScript.Zmień ustawienia lub wypróbuj inną przeglądarkę.