ks. Adam Pawlaszczyk
Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.
Ciekawe co Ty byś zrobiła gdybyś miała np. małżonka alkoholika lub narkomana, który by Ciebie i dzieci bił i wynosił wszystko z domu ? Też byś z nim była aż do śmierci tak jak przysięgałaś ?
A może Twoim obowiązkiem by było zostawić go, bronić swojego i dzieci życia przed małżonkiem oprawcą ?
Inne pojmowanie Bożej Miłości jest moim zdaniem, jej zarzeczeniem.
Nie jest to chyba takie trudne do zrozumienia dla chrześcijań i ludzi wiary.
Bog od nas wymaga. To ze wszyscy grzeszymy jest oczywiste, ale to ze Bog przebacza tylko tym ktorzy za to zaluja juz dla wielu nie jest tak oczywiste.
To nie jest tak ze powiemy Boze kocham Cie ale nie moge przestrzegac Twoich przykazan bo to czy tamto. Jesli kochamy Boga to dazymy do tego co Bog nam nakazuje, nawet jesli wydaje sie nam to po ludzku niemozliwe lub niemadre. Bo w Bogu wszystko jest mozliwe.
To ze wszyscy grzeszymy jest oczywiste, ale to ze Bog przebacza tylko tym ktorzy za to zaluja juz dla wielu nie jest tak oczywiste. To fakt obecny papież mówi, ze Kościół to wspólnota "odkupionych grzeszników" a nie grzeszników, którzy nie żałują i się nie nawracają - takim Jezus bram Królestwa Niebieskiego nie otwiera.
sama sobie odpowiedziałaś. Daje nam Dekalog abyśmy go przestrzegali, ale nie stawia żadnych warunków dla swej Bożej Miłości. Łamiąc przykazania grzeszymy oddalając się od Niego i od Jego miłości, ale ona ciągle jest. Identycznie jak zbawienie. Jestemy już zbawieni przez Chrystusową śmierć na Krzyżu i Jego Zmartwychwstanie. Teraz już tylko od nas zależy, czy ten certyfikat zbawienia każdy z nas osobiście odbierze.
pozdrawiam,
Piotrp Teraz już tylko od nas zależy, czy ten certyfikat zbawienia każdy z nas osobiście odbierze. To prawda co piszesz ale na ten certyfikat każdy człowiek musi odpowiedziec na ten certyfikat współpracując z Łaską Bożą co innego odkupienie a co innego zbawienie. Jak mówi Biblia 1Kor 3:14n. "Ten, którego dzieło wzniesione na fundamencie przetrwa, otrzyma zapłatę
my nie mówimy o tym, aby zachowywać naukę Pana, co jest potrzebne, by odebrać ten certyfikat zbawienia, o którym piszę, ale o bezwarunkowej Jego Miłości do nas.
pozdrawiam,
Jak powiedzial pewien ksiadz, wiecznosc zaczyna sie juz tutaj na ziemi, nawiazujac do dzisiejszej Ewangelii gdzie Jezus wyraznie wskazuje co nalezy robic by (jednak uzyje tego slowa) zasluzyc sobie na przebywanie z Nim w wiecznosci. Dlatego niektorzy beda zdziwieni jesli jednak nie otrzymaja certyfikatu o ktorym mowisz.
Bog nas kocha Miloscia o ktorej nie mamy nawet pojecia, On przebacza nam tysiace razy ale do tego potrzebne jest uznanie naszej grzesznosci i skrucha , inaczej trudno mowic o przebaczeniu. Wraz z przebaczeniem Bog daje nam laske by lepiej zyc.
Dlatego tak, zgadza sie, Bog kocha nas bezwarunkowo ale jednak stawia warunki by zyc wedlug Jego przykazan.
Ktos kto faktycznie wewnetrznie doswiadczyl milosci Boga, z milosci do Niego zrobi wszystko co mozliwe by pokazac ze tez Go kocha, szczegolnie w drugim czlowieku.
@maju, a ktos, kto nie doswiadczyl wewnetrznie milosci Boga?
Czy to jego "wina", ze Bog jest mu daleki i obcy? Niekoniecznie.
Kazdy ma czas swojej laski. Swiety Lotr mial go bezposrednio przed smiercia.
Dlatego darujmy sobie nasze oceny innych ludzi, ktorzy zachowuja sie inaczej, niz my"starsi bracia" sobie tego zyczymy. To ten marnotrawny dostal uczte.
raz jeszcze powtórzę, że dla Bożej Miłości do człowieka, nasze życie wg Jego przykazań nie ma żadnego znaczenia. Owszem ma, ale dla nas. Nasza miłość do Boga jest miła Bogu, ale dla Jego miłości nie ma żadnego znaczenia, może nawet nie istnieć. Bóg kocha nas takimi jakimi jesteśmy i każdego człowieka.
pozdrawiam,
marnotrawnego i lotra laczy jedno: obydwoje zalowali za swoje czyny i wierzyli w milosierdzie Ojca ktory w Swojej milosci do nas przebacza. Czyli doswiadczyli wewnetrznie milosci Ojca wobec ktorej zgrzeszyli i odpowiedzieli na nia.
Piszac to nikogo nie oceniam, raczej zycze wszystkim, sobie tez, by umiec zawsze odpowiedziec na milosc naszego Stworcy.
Piotrze, milosc Boga jest bezwarunkowa i wazne bysmy w nia wierzyli.Nie ma takiego grzechu ktorego by nam nie przebaczyl, ale jest to mozliwe tylko jesli uznamy dany czyn za grzech. Jesli uparcie trwamy w grzechu to nie ma mowy o przebaczeniu. Slyszalam ze ludzie czasem nawracaja sie w momencie smierci. To wyraz tej wielkiej milosci Boga ktory do ostatniej chwili walczy o czlowieka.
Polecam bardzo ciekawy i inspirujacy filmu w temacie szansy ktora daje nam Bog
http://gloria.tv/?media=248605
A tu cos blizej tematu tego artykulu, swiadectwo osoby ktorej przezycia sa bliskie wielu z nas.
http://www.fronda.pl/blogowisko/wpis/nazwa/przypowiesc_o_milosiernym_ojcu_36415
A nie spelnienie oczekiwan "starszych braci", ktorzy zbieraja dzielnie zaslugi i zapominaja o milosci.
Starszy brat dostal za to po uszach.
Dlatego nie martw sie tak o zaslugi innych i ich wypelnianie Prawa. Martw sie o siebie. A za innych po prostu sie modl i powierz ich Bozemu Milosierdziu.
śp Abp. Życiński mówił, że prawdziwa dojrzała miłość nie przemilcza zła i puszcz w nie pamięć relatywizując go. Kościół objawia miłość prawdziwą przez którą Bóg zawsze kocha człowieka obdarza miłosierdziem ale i stawia wymagania. Prawo w tym względzie ustanowił Chrystus więc nawet gdyby jakiś ksiądz zarządził inaczej niż Bóg o i tak będzie to nie ważne. Duchowni są tylko i aż szafarzami prawa Jezusa.
Nie potrafię żyć w samotności i mam nadzieję, że to sie wkrótce zmieni. Zastanawia mnie tylko, czy o taką wierność chodzi kościołowi ? ... za wszelką cenę ? Czy naprawdę nie ma dla nikogo żadnego znaczenia jakie to przynosi skutki?
Nie potrafię żyć w samotności i mam nadzieję, że to sie wkrótce zmieni. Zastanawia mnie tylko, czy o taką wierność chodzi kościołowi ? ... za wszelką cenę ? Czy naprawdę nie ma dla nikogo żadnego znaczenia jakie to przynosi skutki?
r.Sam jestem w takiej sytuacji. Nie stworzyłem drugiego związku - jestem sam - to moja żona odeszła ode mnie.... To przykre, że chesz zachowac się w taki sposób jak Twoja druga strona. Kościół-Oblubienica prawdziwą wierność bo sam musi być wierny nauce swojego Boskiego Oblubieńca.
Kościół jedynie stoi na straży, mówi prawdę.
Księża niech nie wypowiadają się za Boga, niech nie uzurpują sobie prawa co Bóg myśli i czego uczekuje od ludzi.
Ta sofistyka, scholastyczne myślenie dominowało kiedyś, dziś nie żadnego znaczenia.
Dlatego przyznaję Ci rację "rozwiedziony", że to są wyłącznie brednie, miazmaty dawnych nawyków myślowych.
Cokolwiek dzieje się w moim życiu, nie życzę sobie aby Kościół martwił się za mnie i pouczał.
Nikt nie jest zmuszany do tego, bo słuchać, co Kościół mówi.
Myślę, że można by się spodziewać, ze GN przekazuje informacje związane z Kościołem - wystarczy nie czytać, prawda?
Zabieram głos w tych czy innych sprawach, mając do tego prawo, ponieważ Kościół w sferze publicznej chciałby wszystkich bez wyjątku pouczać jak mają żyć, sam zaś nie daje dobrego przykładu.
To mnie interesuje i dlatego czytam.
A czy Papież zwrócił się też z jakimś przesłaniem do samotnych rodziców z dziećmi? Oni są też rodziną, tylko niepełną i to nie ze swojej winy, a z powodu porzucenia przez drugiego małżonka.
Natomiast są traktowani gorzej niż niesakramentalni żyjący tak często z własnego wyboru.
Komunia albo jest, albo jej nie ma. Jeśli ktoś żyje w stanie grzechu ciężkiego i ma zamiar tak żyć dalej, to Komunia (z jego własnego, wolnego wyboru) jest niemożliwa. To nie Kościół tego zabrania, ale człowiek sam tak decyduje.
Komunia duchowa jest związana z ludźmi, którzy są w stanie łaski uświęcającej i nie mają możliwości przyjęcia Komunii "fizycznie", a pragną to zrobić. Ma ona te same skutki, co "fizyczna".
Jednak jeśli osoba żyjąca w stanie grzechu pragnie przyjąć Komunię, to droga do tego jest taka sama jak każdego chrześcijanina - szczere nawrócenie i spowiedź sakramentalna. W tym nie ma żadnych różnic.
Wielką troską obejmuje się małżeństwa niesakramentalne, ale nie ma jakiejś "specjalnej drogi" dla nich. Zachęca się je do udziału w życiu Kościoła i przemianie serca przez Słowo Boże, modlitwę, uczynki miłosierdzia. Przemienione serce jest zdolne do odważnej decyzji: rezygnuję z grzechu ciężkiego i wstępuję na drogę życia sakramentami. To wiąże się z zerwaniem wspólnoty łoża i białym małżeństwem. Za pomocą łaski Bożej to jest możliwe. Takie małżeństwa żyją i cieszą się pełnią szczęścia. Jednocześnie dźwigają konsekwencje historii swojego życia i zajmują się swoimi rodzinami, a także nową rodziną nie połączoną sakramentem. Potrzebują szczególnego wsparcia. W takich sytuacjach mówi się o pragnieniu Komunii, które pomogło zmienić życie i doprowadziło do pełni Komunii Eucharystycznej.
Trudniejszą sytuację wydają się mieć rozwodnicy w młodym wieku. Często stan życia sprzed ślubu miał wpływ na zaistniałą sytuację. Śluby, słowo dane wobec Boga, obowiązują. Dopóki nie sprawdzi się czy związek w ogóle zaistniał, sakrament ciągle obowiązuje. Słowo dane w wolności jest przyjęte przez Boga i On pierwszy daje gwarancję, że życie ślubami będzie trwałe.
Warto przypomnieć, że sam fakt bycia rozwodnikiem nie jest grzechem. Dopiero wejście w związek cudzołożny jest postawieniem sobie muru dla Komunii. Dopóki nie ma grzechu śmiertelnego, Komunia jest dostępna i jest siłą dla osamotnionego małżonka po rozwodzie.
O tym, że rozbite rodziny są cierpieniem całego Kościoła mówił papież właśnie w odpowiedzi na to pytanie. Bóg pierwszy szanuje dar, który nam dał - wolność. Skoro wybrałeś wiedząc jakie będą konsekwencje, to odpowiedzialność nie leży po stronie nikogo innego, jak tylko twojej. Droga nawrócenia jest jednak ciągle dostępna. Kościół oczyszcza się z każdym "nawróconym" grzesznikiem.
Z największą delikatnością, ale i z pasterską stanowczością, żeby nie pobłażać, ani nie umożliwiać błędnie pojmowanej "łatwiejszej drogi do życia wiecznego", trzeba odróżnić Komunię duchową i pragnienie Komunii.
Niech obawa zerwania Komunii z Bogiem będzie najmocniejszym argumentem do szukania porozumienia dla małżeństw w kryzysie. Sakrament małżeństwa daje wszystkie możliwości do pokonania każdej trudności. Na tym polega zaufanie Bogu, w czystym okresie narzeczeństwa, w chwili zawierania Sakramentu małżeństwa i w życiu drogą tego sakramentu.
Ks. Dziewiecki: Obie strony potrzebują pomocy duszpasterskiej, ale strona porzucona powinna mieć w tym względzie pierwszeństwo i ma prawo oczekiwać większej pomocy. Jezus zawsze stanowczo stawał po stronie pokrzywdzonych i bronił ich przed krzywdzicielami. Tak stanowczo, że krzywdziciele postanowili Go zabić.
modlmy sie za tych ktorzy nie moga sprostac wyzwaniom swojego malzenstwa. tak jak ksiadz pisze, Bog pomaga nam jesli tego chcemy, jesli zaufamy Jemu, w Nim jest wszystko mozliwe
dziekuje za ten komentarz,mam nadzieje ze ksiadz pojawi sie czesciej na tym portalu.
Też bym tak radził gdybym miał za to dostać niezłą opłatę. W końcu opłaty z tym związane to niezły dochód dla Kościoła.
Jeśli chodzi o "białe małżeństwo" to nie jest to "wybieg duchownych". Rozmawiałem z parami, które tak żyją - mówi się "jak brat i siostra". Są szczęśliwi i Bogu wdzięczni. Nic nadzwyczajnego nie zrobili - postanowili się nawrócić i żyć Ewangelią. Kto z nas ma jakieś inne zadanie? Przez państwo są w kontrakcie cywilnym, z wszystkimi konsekwencjami prawnymi.
"Cudzołóstwo" nie jest zabronione przez Kościół, ale wynika z 10 Przykazań Bożych - "6 - nie cudzołóż" a te obowiązywały już starożytne ludy, a zwłaszcza Izrael, na wiele wieków, zanim zaistniał Kościół.
Wydaje mi się, że cały czas "pływamy po powierzchni". Nie zauważamy, że problem jest głębszy - przyzwolenie na rozbijanie rodzin, związane z cudzołóstwem i próba usprawiedliwiania tego.
Nikogo nie osądzam, ale prawo Boże jest niezmienne i powinno stanowić motywację dla obrony wartości.
Lubię porównywać to z codziennymi czynnościami, np. wypłacaniem pieniędzy z bankomatu. Jeśli konto jest puste, nikt nie złości się na bank, że brakuje mu pieniędzy. Jeśli nie żyję łaską Bożą, nie powinienem złościć się na Kościół, stojący na straży Prawa miłości. I rzecz jasna nie chodzi tu tylko o seks, który jest na pewno piękną, ale nie najważniejszą drogą okazywania miłości.
Wszystko co godzi w jedność małżeństwa jest dla niego szkodliwe i oddzielając małżonków od siebie (dia-bolos - dzielący na dwoje) naraża na szukanie "swojego" poza własnym małżeństwem).
Osobiście, jak miewam trudności w moim powołaniu kapłańskim, to włączam to w Mszę świętą - duchowo jednoczę z Chrystusem. Nie szukam poza "swoim" życiem.
Małżonkowie powinni robić tak samo - szukać uzdrowienia w ramach własnego małżeństwa. Oczywiście Komunia Święta jak najbardziej tak - w końcu małżeństwo to przymierze z Bogiem.
Nie zapominajmy o rozbitych rodzinach i dramatach dzieci, niepełnych rodzin, emocjonalnych braków, braku wychowania do pokonywania trudów i innych. Te konsekwencje trwają i są przenoszone na następne pokolenia.
Zamiast "NIE cudzołóż" napiszmy "Szanuj rodzinę i jej wartości". To samo, a jak bardzo motywuje do walki o siebie i o swoje szczęście.
Co do stwierdzania nieważności małżeństwa (cieszę się, że nikt nie pisze o jakimś "rozwodzie kościelnym", bo takich nie ma), to są określone warunki. Nie można "zmazać" sakramentu, ale spróbować wykazać, że wcale go nie ma. A to już jest trudniejsze i tylko w części się udaje. Zgodnie z prawdą. Boga się oszukać nie da. Ale to jak we wszystkim. Dodatkowo Benedykt XVI zaostrzył to prawo, żeby nie było obawy wykorzystywania go przeciwko świętości małżeństwa.
Czy się za to płaci?... Jeśli za rozwody cywilne ludzie potrafią wydawać tysiące złotych, to dlaczego dla czystości swojej duszy nie mieli by sprawiedliwie opłacać pracy ludzi za to odpowiedzialnych?
W urzędach państwowych są opłaty urzędowe i nikt z nimi nie dyskutuje. A w kancelariach parafialnych wielu z uśmiechem patrzy na puszkę z napisem "ofiara". Oczywiście są różne sytuacje, ale mówimy o tym jak być powinno.
Oczyszczanie również tych spraw bardzo się przydaje Kościołowi. Ale musi być, jak wszystko inne, czynione z miłością.
Podobnie komentarze. Pisane "nickami" nie zachęcają do wzięcia odpowiedzialności za własne słowa. Ale to już kwestia sumienia ;-)
Dziękuję wszystkim za ich dopiski do postów. Jestem zbudowany. Polecam Was w modlitwie.
Nawrócenie takich małżonków oczywiście powinno prowadzić do ożywienia sakramentu. Jednak nie zawsze jest to możliwe. Na przykład jeśli współmałżonek rozwiedziony żyje w swoim drugim związku cudzołożnym, to powrót jest poważnie utrudniony - jedna ze stron nawrócenia nie chce. Powrót na siłę rozbije kolejną rodzinę, choć utworzoną niesakramentalnie. Rany rozejście będą te same. Złożoności jest zbyt wiele. Grzech sączy się jak wirus i atakuje wszystkie komórki życia.
W swojej poprzedniej wypowiedzi chciałem uwzględnić wszystkie przypadki.
Trwanie nadal w związku cywilnym, nawet przy białym małżeństwie (podczas trwania sakramentalnego małżeństwa) jest też jakimś wzięciem odpowiedzialności za nową rodzinę, szczególnie jak są z tego związku dzieci.
Można zapytać "czy odpowiedzialność za grzeszny związek znosi odpowiedzialność za zerwane małżeństwo sakramentalne?". Oczywiście nie znosi. Tu widać oblicze całego dramatu rozwodu, rozbicia rodziny i tworzenia kolejnych pseudo-małżeństw i pogłębianie kolejnych zranień.
Należy zobaczyć pewien Boży porządek w Dekalogu, którego zachowanie jest naprawdę warunkiem szczęścia wspólnoty małżeńskiej i rodzinnej. - To ku pouczeniu, jeśli nie ku przestrodze, dla tych, co są w konflikcie, albo pochopnie chcą wejść w sakramentalny związek małżeński.
Co z tymi osobami, które są już w cudzołożnych związkach i cierpią z powodu ograniczenia. Odpowie Jezus w Mk 1,15 - "Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię". Jego zmartwychwstanie swoimi skutkami obejmuje wszelkie zło, gładzi wszelki grzech i przywraca właściwy porządek nawet najbardziej zaplątanym ścieżkom życia. Wystarczy jak przypomnimy sobie własne grzechy, z których nas Bóg wyzwolił.
Każdą sytuację omawianych małżeństw i związków należy traktować indywidualnie i z najwyższą troską.
Jezus dokładnie to tłumaczy w Ew.wg św. Marka, w 10 rozdziale (Mk 10,1-12). Zapraszam do lektury.
Dziękuję.
Ps. W poprzedniej wypowiedzi ukazując genezę "Nie cudzołóż" napisałem: ""Cudzołóstwo" nie jest zabronione przez Kościół".
Pragnę sprostować: ""Cudzołóstwo" nie ZOSTAŁO zabronione przez Kościół".
Chciałem pokazać, że to nie wymysł Kościoła, czy "duchownych", jak ktoś z komentujących pisał, ale prawo naturalne, które Kościół przyjął od Boga i naucza go z autorytetem Ducha Świętego. (To tak, dla wszelkiej pewności)
Czy nie widzi Ksiądz, że w ten sposób Kościół POZWALA na rozbijanie sakramentalnych małżeństw, bo akceptuje fakty dokonane i faktycznie przyzwala na życie w ponownych związkach po rozwodzie?
Z sytuacji rozwodu i powtornego zwiazku, w ktorym sa dzieci NIE MA dobrego wyjscia.
Dlatego sa one zlem, ktore my ludzie, sami tworzymy.
Mozna by sprobowac zrobic "malzenstwo" z dwoma mezami i wszystkimi dziecmi. Jest to wyjscie? Albo dwie zony i wszystkie dzieci plus dzieci bylych partnerow?
My sami, w drodze do "szczescia" (ziemskiego) wymyslamy sobie takie pulapki.
Kosciol w swoim nauczanie rzeczywistosci nie zmieni. Jezeli nowy zwiazek ma dzieci a ludzie zrozumieli swoj blad, to jedyna opcja jest "biale malzenstwo". Owszem, partner moze (probowac) wrocic do poprzedniego zwiazku, zostawic swoje dzieci z nowego i zranic kolejnych niewinnych.
Kosciol ci nie poda rozwiazania na tacy, bo pewne grzechy maja niszczace skutki: tak, czy tak. Np cudzolostwo moze sprowadzic na ciebie AIDS. I co Kosciol tu moze zmienic?
Albo aborcja zniszczy twoje sumienie. I co tu Kosciol moze "uratowac"? Mleko sie wylalo.
Ze skutkami grzechow musimy zyc i probowac znalezc mozliwie najlepsza droge. Nie ma co czekac na gotowce, ktorzy inni przygotowali za nas. Kazdy musi brac odpowiedzialnosc za siebie i swoje zycie na tyle, na ile jest to mozliwe.
A jak ma 5 dzieci z pięcioma kobietami? A jak z przwdziwą żoną nie ma dzieci, a z inną ma to wobec tego problemu już w ogóle nie ma, bo żona się nie liczy? Pan Jezus mówił prosto i jasno, to tylko my próbujemy teraz mędrkować i zastanawiać się po swojemu, które rozwiązanie mniej skrzywdzi itp.
W ten sposób każda zdrada związana z poczęciem dziecka jest premiowana zezwoleniem na życie z nowym partnerem. Przecież takie rozwiązanie, które stworzył Kosćiół, to jawne usprawiedliwianie cudzołóstwa i otwieranie drogi do porzucania sakramentalnych małżonków na rzecz kochanków. Teraz każdy niewierny małżonek, jeśli będzie chciał odejść od żony (czy męża), zrobi sobie dziecko z kochanką i zaraz usprawiedliwi się, że musi żyć w nowym związku bo przeciez ma obowiązek wychowania dziecka! A Kościół przyklaśnie temu obłudnemu rozumowaniu. Dramat.
A co? Ty masz jakies odkrywcze, ktore wszystko zalatwi?
Obserwator stojący z boku dość łatwo dokonuje oceny: winny, niewinny. A nawet domaga się kary.
Nie sądźmy jednak, że taki "zdrajca", kiedy dochodzi do niego co zrobił i że stoi na rozdrożu, że jest mu łatwo działać. Faktycznie każda decyzja jest raniąca - typowa sytuacja tragiczna. Chce się nawrócić, zmienić i po ludzku nie ma jak wyjść z tej całej biedy, którą sobie zgotował. Czyż to nie jest nowe cierpienie i ból rozerwanego na dwie części (dwie rodziny) serca?
Oczywiście nie pochwalam jego/jej wcześniejszych działań. Nie mniej jednak nie wolno nam osądzać, że zdrajca się nie nawraca. (Nie muszę dodawać o marnych skutkach złorzeczenia jak np.: "Dobrze mu/jej tak" - od takiego bzdurnego gadania jeszcze się nikomu nie poprawiło).
Ból i dramat jest po obydwu stronach, a nawet po "oby-trzech", "oby-czterech" lub więcej, a na pewno w następnych pokoleniach.
Profilaktyka w zachowywaniu przykazań: tak.
Troskliwe pochylanie się nad zdradzonymi i zdradzającymi... jeśli żałują - tym bardziej tak!
Dziękuję wszystkim za pisanie odpowiedzi i swoich uwag.
Miłosierdzie Boże ponad wszystko. Alleluja!
Ps. Wybaczcie, Kochani, ale już tu nie będę zaglądał. Jak widzicie nie z powodu obawy przed tematem, ale z innych przyczyn.
Jeśli czegoś nie jesteśmy pewni - pytajmy o miłość. Czy w mojej myśli, słowie, uczynku jest miłość? Działaj tylko tam, gdzie ona jest.
Bo jeśli nie wiadomo o co chodzi Bogu, to Jemu zawsze chodzi o miłość.
Niech Pan wszystkim błogosławi. Dla umocnienia w dobrem i dla nawrócenia +
Faktem jest, że przeciętni księża nie rozumieją tematu. Przykład - celem niektórych duszpasterstw dla niesakramentalnych jest pomoc w uzyskaniu stwierdzenia nieważności małżeństwa, a przecież nie o to chodzi.
Znam przypadki gdy małżonek porzucony żyje w wielkiej depresji, a ten który odszedł cały szczęśliwy działa z nową "miłością" w grupach parafialnych - czy o to chodzi?
A białe małżeństwo - np. moi znajomi obydwoje nawrócili się w kolejnym związku i żyją w białym małżeństwie - pytanie brzmi - co powinni zrobić gdyby małżonek z pierwszego małżeństwa również się nawrócił i zapragnął powrócić?
Dużo pytań, mało odpowiedzi, ale bardzo dobrze, że Ojciec Święty zajął się tą sprawą.
Sądzę, że do takiego rozwiązania powinien dążyć Kościół Katolicki, a nie wrzucać zdradzonych i zdradzających do jednego worka
Jak to "najbardziej sprawiedliwe rozwiązanie" ma się do słów Pana Jezusa?
Od kiedy to "białe małżeństwo" dotyczy związku niesakramentalnego?!?
Masakra...
Niby ksiądz, a nie wie, że to pojęcie jest zarezerwowane tylko i wyłącznie dla małżeńsywa sakramentalnego.
>>>Radzę się dokształcić w trybie pilnym, Księże.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.