Rozkazałeś sługom twoim: Sprowadźcie go do mnie, abym mógł go zobaczyć. Jeśli nie przyjdzie z wami wasz najmłodszy brat, nie pokazujcie mi się na oczy. Rdz 44, 21
Dlaczego Józef zaaranżował kradzież i wystawił braci na próbę? Dlaczego kazał im przywołać najmłodszego brata? Dlaczego musieli drżeć, obawiając się o los Beniamina i reakcję Jakuba, któremu już raz złamali serce opowiadając o umiłowanym synu, którego „rozszarpał dziki zwierz”?
Bóg często przyprowadza nas do sytuacji, która była naszą porażką, po to, byśmy modli przeżyć ją ponownie. Już z Nim. W Nim.
Jezus uzdrowił głuchoniemego... zatykając mu uszy, niewidomego - spluwając na ziemię i dotykając jego oczu błotem, którym przez całe życie był obrzucany, a śmiertelne ukąszenia gadów uzdrawiało spojrzenie… na miedzianego węża. Tak, jakby Bóg podpowiadał: przeżyj je jeszcze raz. Ale tym razem nie przeklinaj: błogosław.
By ujrzeć naszą winę potrzebujemy proroka, który jak Naaman powie Dawidowi: „To ty jesteś tym człowiekiem!”. Inaczej nie rozpoznamy grzechu, w którym jesteśmy zanurzeni po uszy. Znajomi księża w czasie studiów w seminarium trafili do pracy (był to czas, gdy alumni mieli kilkumiesięczne praktyki). Pracowali w chlewie, wśród świń. Gdy zachciało się im pić, jeden z nich skoczył do sklepu po wodę mineralną. Po powrocie podniósł rękę i rzucił do przyjaciela: „Powąchaj. Czujesz coś?”. „Nie!”. „A widzisz... A mnie bez kolejki przepuścili”.