Umilkli wszyscy, a potem słuchali opowiadania Barnaby i Pawła o tym, jak wielkich cudów i znaków dokonał Bóg przez nich wśród pogan. Dz 15, 12
Uczniowie milkną i z wypiekami na twarzy słuchają o znakach i cudach, których Bóg dokonał przez ręce Pawła i Barnaby. Ich opowieść musiała być solidnym argumentem w dyskusji, skoro tuż po niej „zabrał głos Jakub i rzekł: «Posłuchajcie mnie, bracia! Szymon opowiedział, jak Bóg raczył wybrać sobie Lud spośród pogan. Dlatego sądzę, że nie należy nakładać ciężarów na pogan nawracających się do Boga”.
Ileż razy spotkałem wierzących ludzi lekceważących cuda i znaki, kwitujących opowieści o nich ironicznym uśmieszkiem lub wzruszeniem ramion. Narracja Nowego Testamentu jest inna. Doprawdy trudno posądzić Jana Chrzciciela o tani populizm. A jednak, gdy ten „największy z proroków”, który rozpoznał Jezusa jeszcze w życiu prenatalnym, wylądował w więzieniu i zadawał najbardziej dramatyczne pytanie życia: „Czy ty jesteś tym, który miał przyjść czy też mamy oczekiwać innego” usłyszał: „Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają” (Mt 11, 5). Co było dla niego ostatecznym argumentem? Cuda i znaki. A skoro takich słów potrzebował ktoś większy od Ezechiela, Izajasza czy Jeremiasza dlaczego to pytanie miałoby ominąć Kowalskiego?