Gdy ludzie przywiązują się do kapłana czy katechisty, nie potrafią bez niego żyć, popadają przy tym w zniechęcenie i rozbicie, jest to porażka głosiciela Ewangelii. Potrzeba tu zawsze pokory Jana: „by On wzrastał, a ja się umniejszał”. Trzeba w pewnym momencie zaakceptować ból bycia opuszczonym i zapomnianym przez swych uczniów, gdy przechodzący Pan pociągnie ich za sobą i ci nagle stwierdzą, iż wolą Zbawiciela od Jego wysłannika. Pamiętam końcówkę Roku Jubileuszowego 2000 w Rzymie, gdy kardynał Ratzinger przestrzegał duszpasterzy, katechetów i nauczycieli religii przed pokusą zasłonięcia sobą żywego Chrystusa, czy to pod postacią szukania poklasku, czy też żądania wdzięczności za podarowany czas i wysiłek. Trzeba głosić Jego, nie siebie. Oto Baranek Boży! Co kryje się w tym krótkim obwieszczeniu? Wieść o największym zwycięstwie Boga w historii ludzkości.
Jedynym faktem, który mógł usprawiedliwić słowa Chrzciciela, było istnienie Kogoś, kto pokona śmierć. Jeśli Jezus zmartwychwstał, znaczy to, że jest On tym, za kogo się podawał. Liturgia Wigilii Paschalnej proklamuje umęczonego, zabitego i powstałego z martwych Baranka jako Alfę i Omegę całego świata i każdego człowieka. Jak wielokrotnie wyjaśniał Benedykt XVI, to nie my posiadamy prawdę o Chrystusie; to ona posiada nas. To właśnie daje nam moc odważnego życia Ewangelią. Chrześcijanie wiedzą, że w najbardziej podstawowej logice kosmosu samą zasadą istnienia jest miłość, która się ofiarowała. Chrześcijanie winni żyć tak jak ci, którzy wiedzą, że ich Pan kieruje historią. I wiedzą, jakie jest jej zakończenie. Jej zakończeniem będzie ostateczne zwycięstwo i uczta weselna Baranka.
To oznacza, że możemy z nieco większym luzem podchodzić do świata i jego polityki: nie z obojętnością, niefrasobliwością czy brakiem odpowiedzialności, ale z mocnym przekonaniem, że nawet wtedy, gdy świat osuwa się w otchłań udręki albo osiąga szczyty chwały, Jezus nadal jest Panem. Zadaniem wyznawców Chrystusa jest zdobywanie się na zuchwałość głoszenia tej wielkiej prawdy, którą świat pilnie potrzebuje usłyszeć. Zuchwałość ta jest w nieunikniony sposób wpisana w twierdzenie, że Jezus Chrystus jest Panem. I że tworzy On wraz ze swym Kościołem wspólne ciało. Nasze zatem zuchwałe roszczenie co do Chrystusa pociąga za sobą nieuchronnie zuchwałe roszczenie co do Jego Kościoła.
Tym bardziej winniśmy ogłaszać i przypominać światu opowieść o nim samym w kontekście Baranka, który wziął na siebie jego grzech. Jeśli w świecie ma następować jakaś poprawa, to jest to możliwe tylko dzięki Bożej miłości, która przychodzi do nas jako rzeczywistość: „Chodźcie i zobaczcie. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego”.
Nie byli to sędziowie we współczesnym rozumieniu tego słowa. Dziś nazwalibyśmy ich raczej przywódcami. Powoływani byli przez Boga, gdy wymagała tego sytuacja, np. w momencie zagrożenia zbrojnego ze strony wrogów. Prawdziwym i jedynym królem Izraela był wtedy Bóg. To dlatego Samuel będzie się wzbraniał, kiedy lud zażąda od niego ustanowienia króla dla „usprawnienia państwa”. Przekona go do tego sam Bóg.
W scenie, którą opisuje pierwsze czytanie II niedzieli zwykłej, przyszły wielki sędzia jest dopiero chłopcem, oddanym na służbę Bogu, jako usługujący arcykapłanowi Helemu. To Samuelowi jednak, nie arcykapłanowi, ukazuje się w nocnym widzeniu Bóg. A gdy wołany przez Pana po raz trzeci chłopiec odpowie: „Mów Panie, bo sługa Twój słucha”, usłyszy straszną zapowiedź zagłady rodu Helego. To skutek nieprawości synów i braku reakcji ojca na nią. To nocne widzenie stanie się początkiem wielkiej misji Samuela. „Pan był z nim. Nie pozwolił upaść żadnemu jego słowu na ziemię”.
Opowieść o Bogu objawiającym swoje wyroki małemu Samuelowi przypomina nam, w jaki sposób człowiek powinien odnosić się do Boga. Tę postawę wyrażają słowa: „Mów Panie, bo sługa Twój słucha”. To nie jest wezwanie, skierowane tylko do szczególnie przez Boga wybranych. Przecież wszyscy jesteśmy wybrani – Pan obdarzył nas łaską wiary, a przez chrzest staliśmy się Jego dziećmi; wszyscy uczestniczymy w prorockiej, kapłańskiej i pasterskiej misji Chrystusa. Każdy więc chrześcijanin codziennie powinien powtarzać: „Mów Panie, bo sługa Twój słucha”. I w tych okolicznościach, w jakich przyszło mu żyć, pełnić Jego wolę.
Scena ta może też stać się dla nas źródłem nadziei, ponieważ Bóg nie jest kimś, kogo nie interesuje postępowanie człowieka ani jego los. Nasz Pan jest gotów nawiązywać bliskie relacje z człowiekiem. On trzyma rękę na pulsie, On w każdej naszej potrzebie interweniuje, On troszczy się o losy poszczególnych ludzi, grup, narodów i całego świata. Jest Bogiem, któremu na nas bardzo zależy.
1. To w Pierwszym Liście do Koryntian apostoł zapisał słynny Hymn o miłości. Kilka rozdziałów wcześniej wezwał Koryntian do czystości. Warto zacząć lekturę od słów, które nie zmieściły się w lekcjonarzu, ale są istotne: „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi mi korzyść” (6,12). Nieraz posądza się Kościół o to, że ma obsesję na punkcie seksualności. Nie wiem, kto tu ma obsesję. Czy nie raczej świat zalewany pornografią, epatujący nagością w reklamach, zawieszający tęczową flagę wszędzie, gdzie tylko się da (nie chodzi już o samą kwestię homoseksualizmu, ale o to, że z seksualności czyni się sztandar, jakby to była najważniejsza wartość określająca człowieka)? Kościół uczy, że ciało jest „miejscem” przebywania samego Boga i dlatego należy je traktować nie jak coś, czego się używa, ale jako istotną część ludzkiej osobowości, nierozłącznie związaną z duchem, z miłością, z sacrum. Wszystko mi wolno. Ale nie wszystko, co możliwe, jest dobre. Mogę traktować swoje ciało i ciało innych, jak chcę, ale warto zastanowić się, jakie będą tego skutki. Czy jako człowiek zyskam, czy stracę? Słowo „korzyść” trzeba rozumieć nie jako doraźny zysk czy chwilową przyjemność, ale jako korzyść w sensie najgłębszym.
2. Święty Jan Paweł II w swojej teologii ciała zwraca uwagę, że gdy ciało staje się obiektem ślepego pożądania, to jest ono „nie-dość-wartością”, czyli jego wartość jest pomniejszona, godność ludzkiej cielesności ulega degradacji. Chrześcijaństwo nie głosi odkupienia (wyzwolenia) z ciała, ale odkupienie ciała. Co więcej, Bóg stając się człowiekiem, wcielił się, przyjął ludzkie ciało i tym samym wciągnął je w przestrzeń świętości. Zbawienie dokonało się w ciele i przez ludzkie ciało. Naszą nadzieją nie jest wyzwolenie z ciała, ale zmartwychwstanie, czyli włączenie cielesności w wieczność, ostateczne poddanie ciała duchowi. O tym właśnie mówi św. Paweł: „Ciało nie jest dla rozpusty, lecz dla Pana, a Pan dla ciała”.
3. Wezwanie do czystości było zawsze trudne, ale w dzisiejszych czasach poddanych wszechobecnej presji erotyzmu jest jeszcze trudniejsze. Cały zachodni świat to jeden wielki Korynt. Ciało zostało wyłączone z moralności. Możemy z nim robić, co chcemy, możemy dowolnie konfigurować seksualne kontakty, możemy bazgrolić na nim tuszem, możemy modyfikować jego kształty, zmieniać płeć, a nawet zabijać poczęte „przypadkowo” dzieci – wszystko nam wolno. Oto credo współczesnych Koryntian. Tym bardziej aktualne jest Pawłowe wezwanie do czystości. Ma ona dwie strony. Od strony negatywnej to powstrzymanie się od rozpusty, opanowanie swojej pożądliwości, samodyscyplina. A od strony pozytywnej – to harmonia ciała i ducha, wyniesienie ciała na najwyższy możliwy poziom, czyli poziom samego Boga. Jak pisze Jan Paweł II, „w Chrystusie i przez Chrystusa ustanowiona została nowa miara świętości ciała”. Więc: „Chwalcie Boga w waszym ciele!”.