Poważny dialog ekumeniczny dwudziestego pierwszego wieku będzie się odbywał z „nowymi postaciami chrześcijaństwa”.
30.10.2011 20:43 GOSC.PL
Kościół Ewangelicki w Niemczech, jako federacja Kościołów luterańskich, Kościołów Unii Pruskiej i Wspólnot Ewangelicko-Reformowanych, jest teologicznie niejednolity. Mimo to spotkanie Rady tego Kościoła z papieżem Benedyktem XVI, które odbyło się w zeszłym miesiącu, musiało być poruszające. Zorganizowano je w kapitularzu dawnego klasztoru augustiańskiego w Erfurcie: w miejscu, gdzie Marcin Luter studiował teologię, został wyświęcony na księdza, i rozważał – jak to ujął Papież – „z głęboką pasją” wielkie pytanie: „Jak zyskam łaskawego Boga?”. Benedykt, sam będąc jednym z największych teologów wszechczasów, trafnie to przedstawił: „Teologia była dla niego nie problemem akademickim, ale walką wewnętrzną z samym sobą, to zaś z kolei było walką o Boga i z Bogiem”.
Miejmy nadzieję, że Katolickie Stowarzyszenie Teologów w Ameryce słuchało tych słów.
Kontynuując swoją myśl Benedykt zwrócił uwagę, że stawiając to pytanie Lutra w dwudziestym pierwszym wieku, musimy zmierzyć się z całkiem nowymi realiami. Jedna z nowych okoliczności – która aktualnie zabija Europę – to duchowa nuda, rodzaj apatii w odniesieniu do samego cudu istnienia. Oprócz tego „główne chrześcijańskie denominacje” – jak wyraził się Benedykt, w swojej misji głoszenia Ewangelii stają obecnie wobec niespotykanej dotąd sytuacji. Wynika to z tego, że „w ostatnim czasie geografia chrześcijaństwa zmieniła się dogłębnie i nadal się zmienia”. Pojawiła się „nowa postać chrześcijaństwa”, „która szerzy się z ogromnym dynamizmem misyjnym, niekiedy budzącym niepokój (...). Jest to chrześcijaństwo o znikomej zawartości instytucjonalnej, z niewielkim bagażem racjonalnym i jeszcze mniejszym bagażem dogmatycznym, a nawet o małej stabilności”.
Papież, mówiąc o „nowej postaci chrześcijaństwa”, miał na myśli, jak sądzę, eksplozję ewangelikalnych (w amerykańskim znaczeniu tego słowa), pentekostalnych i fundamentalistycznych wspólnot chrześcijańskich w krajach Trzeciego Świata. „(...) Co ma nam do powiedzenia pozytywnego i negatywnego ta nowa postać chrześcijaństwa?” – spytał Papież swoich słuchaczy, w większości niemieckich protestantów. Wydaje mi się, że mógłbym zaryzykować odpowiedź na to pytanie.
Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na fakt, że głoszenie Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego oraz przemieniającej mocy osobistej przyjaźni ze zmartwychwstałym Panem wygrywa niezawodnie z grupami funkcjonującymi na zasadzie religijnego związku zawodowego czy klubu kulturalnego. Z pewnością wie o tym Benedykt XVI, który zapraszanie do intymnej przyjaźni z Panem uczynił motywem przewodnim swojego pontyfikatu. Miejmy nadzieję, że przypomina to stanowczo „biskupom z całego świata”, którzy „nieustannie” skarżą mu się na inwazję ruchów ewangelikalnych w swoich owczarniach.
Weźmy dla przykładu Amerykę Łacińską. Kościół Katolicki działa w Ameryce Łacińskiej już od ponad pięciuset lat. Skoro nie umie teraz utrzymać lojalności narodów tradycyjnie katolickich, to widocznie dotychczas kiepsko katechizował mieszkańców tego rozległego terytorium i powinien w pierwszej kolejności przyjrzeć się swoim własnym niedomaganiom i błędom, zamiast obwiniać za swoje własne problemy amerykańskie misje ewangelikalne i pentekostalne, działające według prawideł ewangelicznych. Jak wykazała para amerykańskich naukowców: David Martin (socjolog) i Amy Sherman (politolog), to właśnie siła oddziaływania tych misji zmienia autodestrukcyjne wzorce zachowań dzięki radykalnemu nawróceniu do Chrystusa. To przynosi tym wspólnotom plon na terenach, na których katolicyzm przez pięćset lat nie zdołał zbudować kultury odpowiedzialności – w szczególności odpowiedzialności mężczyzn. Uznanie tej gorzkiej prawdy i zaprzestanie skarg do Papieża wydawałoby się bardziej chrześcijańską odpowiedzią ze strony biskupów katolickich najbardziej chrześcijańskiego kontynentu na świecie.
Druga rzecz, jaką sygnalizuje nam zjawisko „nowych postaci chrześcijaństwa” to to, że skończył się stary ekumenizm, polegający na bilateralnych dialogach pomiędzy katolicyzmem a głównymi wyznaniami protestanckimi. Na całym świecie największe liberalne nurty protestantyzmu obumierają z powodu braku teologicznej wiarygodności. Poważny dialog ekumeniczny dwudziestego pierwszego wieku będzie się odbywał właśnie z tymi „nowymi postaciami chrześcijaństwa”. Może im oczywiście brakować „bagażu dogmatycznego”. Niektóre z nich być może bez skrupułów uprawiają prozelityzm. Ale przynajmniej niektóre z nich poszukują głębszej, bogatszej teologii – i odnajdują ją na drodze szczerej rozmowy z katolikami, co doskonale udowodniła w USA grupa dialogu teologicznego „Ewangelicy i Katolicy Razem”.
Czas rzeczywiście „zmienia wszystko”, jak śpiewał Bob Dylan. Jedyne, co nie podlega zmianie to moc Dobrej Nowiny. Głośmy ją, a świat się zmieni.
George Weigel jest członkiem Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie
George Weigel