1500 osób zaprotestowało przeciw aborcji, eutanazji i neoeugenice. Legalne zgromadzenie zostało zaatakowane przez piewców tolerancji. "Rzucali w kobiety, dzieci, starców i chorych petardami, kamieniami, butelkami..."
17 września na Placu Helweckim w Zurychu zebrało się 1500 osób, żeby zaprotestować przeciw aborcji, eutanazji i neoeugenice Zabijanie dzieci nienarodzonych jest w dzisiejszym świecie najczęściej popełnianą zbrodnią. Ten morderczy proceder nabrał już takich rozmiarów, że śmiało można go nazwać wojną. Jest to wojna, która pochłonęła już daleko więcej ofiar niż obie wojny światowe razem wzięte. Jest to szczyt niesprawiedliwości i nieposzanowania podstawowego prawa człowieka – prawa do życia. W imię fałszywie pojętej wolności lub tzw. prawa wyboru, zabijane są na świecie każdego roku miliony dzieci nienarodzonych. Ten nowoczesny kult krwawego Molocha doskonali wciąż metody zabijania. Oprócz tych „klasycznych”, polegających na mechanicznym lub chemicznym zniszczeniu ciała nienarodzonego dziecka, powstały „nowoczesne”. W sprzedaży są wczesnoporonne pestycydy na ludzi, które zabijają po cichu „dzień po” akcie „wolnej miłości” „bez zabezpieczeń”, która potem unika odpowiedzialności i każe pozbyć się powstałego niejako przy okazji „bezużytecznego zlepka komórek”. Poczęte dziecko stoi na przegranej pozycji w starciu z brakiem miłości własnych rodziców. Nie ma też często szans z karierą, nowym samochodem, domem czy nawet telewizorem. Dlatego musi zginąć pokrojone i rozerwane ręką bandyty w białym kitlu, który mieni się być lekarzem, a który to podeptał przysięgę Hipokratesa, który na bólu i krzywdzie innych buduje swoje materialne szczęście.
Pokojowe, legalne zgromadzenie (w dużej liczbie rodzin z dziećmi, starszych oraz niepełnosprawnych) zostało brutalnie zaatakowane przez agresywne bojówki lewackie Dzięki Bogu, jest jeszcze w świecie duża liczba ludzi, którzy nie zgadzają się na ten akt największej niesprawiedliwości, jaka kiedykolwiek miała miejsce w historii ludzkości. Są to w przeważającej większości chrześcijanie, którzy mają wciąż odwagę głosić Prawdę i upominać się o prawo do życia dla niewinnych i bezbronnych poczętych dzieci. Jednym z elementów walki o prawo do życia dla nienarodzonych dzieci, a także dla chorych i starców, jest budzenie sumienia ludzi, którzy coraz częściej zamieniają się w bezmyślnych konsumentów sterowanych przez media i reklamę.
Dlatego też wczesnym sobotnim popołudniem na Placu Helweckim w Zurychu, 17 września A.D. 2011, zebrała się grupa ludzi sumienia w ilości przekraczającej 1500 osób. Celem ich było wspólne zaprotestowanie przeciwko aborcji, eutanazji i neoeugenice. Przez wspólny śpiew, modlitwę i marsz ulicami miasta chcieli zwrócić uwagę na problem zabijania ludzi. Pokojowe, legalne zgromadzenie (w dużej liczbie rodzin z dziećmi, starszych oraz niepełnosprawnych) zostało brutalnie zaatakowane przez agresywne bojówki lewackie. Pijany nienawiścią (czy tylko?) tłum starał się na wszelkie sposoby zakłócić przebieg wydarzenia. Gdyby nie profesjonalne i zdecydowane działania policji, która stanęła na wysokości zadania, to bez ran by się nie obyło. Dopiero strzały z gumowych kul, strumienie wody i chmury gazu łzawiącego powstrzymały współczesnych barbarzyńców, którzy rzucali w kobiety, dzieci, starców i chorych petardami, kamieniami, butelkami, jajkami oraz prezerwatywami napełnionymi wodą. Skandowali hasła obrażające Boga, NMP oraz chrześcijan, zapominając na chwilę o swoim bożku – tolerancji. Dzięki Bogu, plany przerwania marszu, który rozpoczął się z lekkim opóźnieniem, spełzły na niczym.
Wielu uczestników marszu niosło w rękach małe, białe trumienki, zwieńczone czerwoną różą, z hipotetycznym imieniem i datą śmierci dziecka, któremu nie dane było się narodzić. Ulicami Zurychu szedł pochód ludzi, Marsz dla Życia. Na jego czele jechał nagrobek symbolicznej, zbiorowej mogiły ofiar przemysłu aborcyjnego. Następnie szli ludzie z krzyżami i antyaborcyjnymi plakatami. Wielu ludzi niosło w rękach małe, białe trumienki, zwieńczone czerwoną różą, z hipotetycznym imieniem i datą śmierci dziecka, któremu nie dane było się narodzić. Pochód kończyła kolorowo ubrana grupa młodzieży wybijająca na instrumentach perkusyjnych dynamiczne rytmy samby. Ciekawe były reakcje ludzi, wyrwanych niejako z rytmu beztroskich, sobotnich zakupów. Na ich twarzach malowało się zdziwienie i zaskoczenie. Oprócz niechętnych reakcji i głupich gestów dało się zauważyć bardzo wiele przyjaznych reakcji, uśmiechu, sygnałów poparcia. Po przejściu przez Bahnhofstrasse, maszerujący udali się z powrotem na Helvetiaplatz. Pominąwszy kilka niegroźnych incydentów, marsz odbywał się bez przeszkód. Po wspólnej modlitwie, odczytaniu deklaracji podjęcia działań na rzecz delegalizacji aborcji i odśpiewaniu hymnu Konfederacji Szwajcarskiej, zgromadzenie zostało rozwiązane. I znów, aby zapewnić bezpieczeństwo uczestnikom, musiała interweniować policja.
Udając się na Marsz dla Życia, razem ze swoją rodziną, spodziewałem się tylko jakiegoś kolejnego sennego zgromadzenia w lepszej sprawie. Tymczasem była to prawdziwa manifestacja wiary w Boga, nadziei na budowanie lepszego, sprawiedliwszego społeczeństwa bez aborcji, eutanazji i podejrzanych eksperymentów medycznych oraz miłości do ludzi, zwłaszcza tych najsłabszych i bezbronnych, o których niezbywalne prawo do życia upominał się jakże często nasz wielki papież błogosławiony Jan Paweł II.
Tomasz Lenart