W filmie Morettiego „Habemus Papam” kardynałowie modlą się, by ich nie wybrano na następcę św. Piotra.
Po śmierci papieża na Placu św. Piotra tłumy wiernych wyczekują, by nad Kaplicą Sykstyńską pojawił się biały dym. Od wieków w czasie konklawe kardynałowie zostają całkowicie odcięci od świata. Obradują „pod kluczem”. Tak jest i tym razem. Jednak głosowania przedłużają się. Kardynałowie w myślach błagają, by wygrana, czyli wybór na tron papieski, ich ominęła. Ostatecznie faworyci przegrywają, a kolejnym papieżem zostaje kard. Melville z Francji. Nie był faworytem, a Bóg nie wysłuchał jego modlitwy. Zgodnie z zasadami, kardynał głośno wyraża swoją zgodę na decyzję konklawe. Teraz, po przebraniu w szaty pontyfikalne, ma przemówić z balkonu do zgromadzonego tłumu. I tu następuje rzecz niesłychana. Papież, sparaliżowany strachem, oświadcza, że nie jest w stanie tego zrobić. Wraz z zaskoczonymi kardynałami wraca do papieskich apartamentów, a rzecznik prasowy Watykanu (w tej roli Jerzy Stuhr), robi wszystko co może, by jakoś wytłumaczyć mediom zaistniałą sytuację, nie dopuszczając do sensacji.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz