Zachód kupował ropę od Kaddafiego i przymykał oczy na krwawe rzezie, które satrapa urządzał w Libii. Nic się nie zmienia. Zachód dalej będzie brał libijską ropę i przymykał oczy na rzezie, których dopuszczają się rewolucjoniści.
25.10.2011 11:36 GOSC.PL
W Libii jeszcze pachnie krwią po bestialskim zamordowaniu (wszystko na to wskazuje) Kaddafiego i 53 jego zwolenników, a minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski już pojechał tam załatwiać interesy naftowe z „demokratycznymi” rewolucjonistami. Jako pierwszy polityk z Zachodu od chwili zabicia dyktatora w miniony czwartek. Żeby nie było wątpliwości, w podróży towarzyszą mu przedstawiciele branży petrochemicznej oraz budowlanej. Polskie przedsiębiorstwa mają nadzieję na dobre kontrakty związane z poszukiwaniami i eksploatacją złóż ropy naftowej i gazu oraz z infrastrukturą portową i drogową.
Pierwsza reakcja: dlaczego kolejny raz muszę się wstydzić za polską dyplomację?!
Po chwili: przynajmniej jeden minister Sikorski nie udaje, dlaczego Libia leży w centrum zainteresowania Zachodu.
A teraz już na spokojnie. To jasne, że polskie firmy chcą zabiegać o dostęp do kolejnych obszarów inwestycyjnych. Jak się jest przedsiębiorcą, to trzeba myśleć ekspansywnie, to oczywiste. I byłoby brakiem wyobraźni nie podjęcie próby zaistnienia na terenie, gdzie najprawdopodobniej otwierają się nowe możliwości biznesowe. Po drugie, normalne jest też to, że rodzime firmy z sektorów strategicznych (a sektor energetyczny do takich należy) otrzymują wsparcie dyplomatyczne od swojego rządu. I jest powszechną na świecie praktyką, że w czasie podróży zagranicznych premierów czy ministrów towarzyszy im cały sztab przedsiębiorców, którzy przy okazji (zwłaszcza jeśli jest to wizyta robocza) podpisują kontrakty z przedsiębiorcami kraju goszczącego.
A jednak w podróży Sikorskiego do Libii mogą razić trzy rzeczy. Po pierwsze, Francja i Wielka Brytania, które najwięcej zainwestowały w tę wojnę, będą zapewne zdziwione pośpiechem Polski, która przecież nie brała udziału w operacji „Świt Odysei”, a teraz próbuje jako pierwsza odcinać kupony.
Po drugie, obalenie Kaddafiego nie daje żadnej gwarancji, że nowe władze libijskie zasługują na miano partnera. Niejasne okoliczności śmierci dyktatora oraz odkryte ciała jego zwolenników (wszystko wskazuje na masową egzekucję) są mało obiecującym mitem założycielskim młodej „demokracji”. Demonstracyjna wizyta ministra poważnego członka NATO i UE i spotkanie z powstańcami, którymi powinni zająć się najpierw międzynarodowi śledczy, a przez to uwiarygodnianie niepewnych następców obalonego reżimu, jest dziecinadą (czy po raz pierwszy w tej obsadzie?), a nie poważną polityką.
Po trzecie, tak pośpieszna biznesowo-dyplomatyczna wizyta w kraju pachnącym jeszcze krwią tylko potwierdza to, o czym wszyscy trzeźwo myślący wiedzą od dawna: na Libię pies z kulawą nogą by nie spojrzał, gdyby nie ropa. Zachód, to prawda, poproszony przez powstańców o interwencję, nie zaangażowałby się tak chętnie w tę wojnę i „ochronę ludności cywilnej”, gdyby nie perspektywa korzystnych kontraktów naftowych. Owszem, z Kaddafim też się dobrze handlowało, ale pozycja wyzwolicieli na pewno ustawia kraje zachodnie w korzystniejszej sytuacji negocjacyjnej.
I Sikorski, choć w wyzwoleniu udziału nie brał, ale wyzwolenie popiera, doskonale to rozumie. I właściwie można by powiedzieć, że przynajmniej on jeden nie jest obłudny i nie udaje, dlaczego Libia jest dla Zachodu „taka ważna”.
– Motywacja Zachodu była oczywista – mówiła mi kilka dni temu Amal El-Maaytah, pochodząca z polsko-arabskiej rodziny zastępca redaktora naczelnego miesięcznika „Stosunki Międzynarodowe”. – Libia leży u przedmurza Europy, mógłby powstać problem z imigrantami, Kaddafi miał moc szantażowania Zachodu. Poza tym ropa, zasoby naturalne… Nie ma co się bawić w dyplomatów i udawać, jakie są prawdziwe powody. Dlaczego Zachód nie interweniuje w Syrii? Bo jest zbyt niezależna gospodarczo i zbyt powiązana z Iranem. A w Jemenie? Bo ropa z Jemenu jest dużo gorsza i droższa w dostawie. Zachód przyjmował Kaddafiego na salonach, pozwalał mu dokonywać rzezi. A przecież Zachód jeśli chce, to potrafi ochłodzić relacje z innymi krajami, wiemy jaki jest stosunek USA do Fidela Castro, a jest taki tylko dlatego, że Kuba nic nie znaczy gospodarczo na arenie międzynarodowej – uważa publicystka „SM”.
A moi chcący zachować anonimowość rozmówcy z Libii dodają: - Libijczycy mają głębokie poczucie, że mają dużo czasu. Natomiast czują się popychani przez Zachód, żeby już działać.
Wizyta ministra Sikorskiego jest pewnie elementem tego pospieszania Libii. Bez udawania, o czym świadczy przedsiębiorcze towarzystwo ministerialnej podróży. Cóż, szczerość rzecz cenna, Panie Ministrze. Przynajmniej Pan się nie bawi w dyplomację.
Jacek Dziedzina