Marysia z in vitro

„Postępowe” media tryumfują, bo w Warszawie przyszła na świat Marysia, dziecko z in vitro, która jako zarodek przeleżała 11 lat w ciekłym azocie.

„Po 11 latach dokonaliśmy wszczepienia zarodka. Nie był w żaden sposób uszkodzony. Dziecko urodziło się zupełnie zdrowe” – cytuje we wtorek 18 października „Gazeta Wyborcza” panią doktor od programu in vitro. Dzień wcześniej jeszcze bardziej entuzjastyczny materiał przygotowała dziennikarka TVP Info. Radośnie poinformowała widzów: „Z obserwacji lekarzy wynika, ze dzieci urodzone dzięki technice mrożenia są często nawet silniejsze niż te, poczęte w sposób fizjologiczny”. Z obserwacji jakich lekarzy? No, jakżeby inaczej: tych lekarzy medycyny i weterynarii, którzy robią ogromny biznes na programie in vitro.

Ja też się cieszę, że Marysia przyszła na świat i przy pierwszym badaniu dostała 10 punktów w skali Apgar. Życzę wszystkiego najlepszego jej i jej rodzicom. A jednak uważam, że rodzice Marysi zrobili źle, pozwalając na wyprodukowanie swojej córki w laboratorium. Nawet, jeśli nie są katolikami i nie liczy się dla nich taka kategoria jak grzech, mogli przecież posłuchać argumentów naukowych. Te argumenty są bardzo logicznym potwierdzeniem moralnego nauczania Kościoła. No chyba, że o tych argumentach nie słyszeli; to nawet prawdopodobne, skoro w takim TVP Info na temat in vitro słychać tylko radosny szczebiot dziennikarki, który nie ma żadnego związku z faktami.

Dlaczego? Przede wszystkim zdanie, że dzieci z in vitro są zdrowsze od poczętych naturalnie, to absurd. Niestety, jest dokładnie odwrotnie. Ciężkie wrodzone wady serca u dzieci z in vitro występują 2,1 razy częściej, niż u dzieci poczętych drogą naturalną. Rozszczepienie wargi i/lub podniebienia: 2,4 razy częściej. Zarośnięcie przełyku: 4,5 razy częściej. Zarośnięcie odbytu: 3,7 razy częściej. To dane Centrum Kontroli Chorób i Prewencji w Atlancie (CDCP), które jest głównym obserwatorem rozprzestrzeniania się chorób na świecie. Centrum wydało nawet oświadczenie dla mediów ze zdaniami: „Badania wykazują, że wady wrodzone występują częściej u dzieci poczętych drogą zapłodnienia pozaustrojowego. Chociaż mechanizm ich powstawania nie jest jasny, to pary rozważające ART [zapłodnienie in vitro] powinny być informowane o potencjalnym ryzyku”.

Kiedy te dane pokazać promotorom in vitro, przyznają rację, ale zaraz odpowiadają, że te przypadki to i tak niewiele, bo większość dzieci z in vitro rodzi się zdrowa.

To jednak niestety jeszcze nie wszystko. U dzieci z in vitro do 5 roku życia wykonuje się prawie dwa razy więcej zabiegów chirurgicznych, niż u poczętych drogą naturalną. Prof. Janusz Gadzinowski z Poznania, lekarz i kierownik największej kliniki neonatologii w Polsce, rok temu napisał nawet list do marszałków Sejmu i Senatu, ostrzegając przed przyjęciem ustawy pozwalającej na in vitro: „Czy ktoś przewidział konieczność wzrostu nakładów na oddziały noworodkowe, ponieważ w konsekwencji ustawy nastąpi wzrost liczby noworodków chorych i przedwcześnie urodzonych i trzeba będzie je leczyć? Zjawisko to wystąpiło już w innych krajach, więc niewątpliwie wystąpi i w Polsce”. Dodawał: „obserwuję, oprócz radości rodzin z powodu posiadania dziecka w następstwie stosowania metody in vitro, także tragedie będące konsekwencją częstszego występowania ciąży mnogiej z ryzykiem porodu przedwczesnego (często w fazie ciąży, gdzie przeżycie jest niemożliwe). Dochodzi do tego zwiększona częstość przetoczeń krwi między płodami oraz większa liczba wad wrodzonych. Wszystko to powoduje zwiększoną zachorowalność i śmiertelność noworodków”.

Według genetyka populacji, prof. Stanisława Cebrata, kierownika Zakładu Genomiki na Uniwersytecie Wrocławskim, wiele też wskazuje na to, że in vitro wprowadza do informacji genetycznej zarodków NOWE mutacje. Może to się ujawnić nie u samych dzieci z in vitro, ale dopiero w następnych pokoleniach: gdy na świat zaczną przychodzić dzieci, które dostaną obie uszkodzone kopie genu: i od mamy, i od taty. Ludzkość niefrasobliwie utrwala dziś w swojej puli genowej te mutacje. „Z całą pewnością, bezpośrednio w pierwszym pokoleniu będą widoczne defekty w chromosomie Y, które spowodowały bezpłodność ojca: syn po ART [in vitro] po prostu musi posiadać ten sam defekt” – podkreśla prof. Cebrat.

Życzę małej Marysi, żeby była całkiem zdrowa i żeby wniosła dużo radości w życie jej rodziców. Nie jest pierwszym dzieckiem, poczętym wskutek takiego czy innego grzechu: ona absolutnie niczemu nie jest winna. Marysia ma też spore szanse, że jej osobiście nie dotkną konsekwencje poczęcia poza organizmem matki. Co nie zmienia faktu, że w przyszłych pokoleniach za zabawę w Pana Boga zapłaci solidarnie cała ludzkość.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Przemysław Kucharczak