Oprócz rodziców tajemną „szufladę” w sercu dziecka odsuwa tylu innych ludzi. I nie wiesz, kiedy, kto, w jaki sposób tę szufladę sumienia otwiera.
Święto miało być, rocznica konsekracji kościoła. Jednym z elementów świątecznego wystroju są obrusy ołtarzowe. Z pomocą sprzątających, ostrożnie, żeby w szerokiej, zakrystyjnej szufladzie nie narobić bałaganu, wyjmuję kolejne warstwy obrusów, koronek. Jest i ten przewidziany na dzisiejszą okazję. Jedna z koronek ma zawinięty fragment takiego „szpica”. Rozprostowałem, przyłożyliśmy to innym obrusem, może się wygładzi. Może. Bo dobrze wiem, co będzie. Choćby coś było podgięte tylko przez tydzień, to nawet po kilku miesiącach ślad zostaje. Trzeba będzie wojować żelazkiem i sposobami, żeby nie podwijało się przypięte do ołtarza. Ale temat! – powiesz. A jednak temat, tylko głębszy niż zakrystyjna szuflada.Uświadomiłem sobie, że ta koronka to obraz człowieka. „Podwinąć” coś, przygiąć, zeszpecić w człowieku – to łatwo i szybko. Ileż razy jako wychowawca, spowiednik, przyjaciel młodych obserwowałem taki proces. Wystarczyła dwutygodniowa znajomość. Wystarczył jeden wrzesień w nowej szkole. Wystarczyło jedno nieopatrzne zdanie wypowiedziane przez ojca. Wystarczył jeden weekendowy wyjazd. Wystarczyło niewiele lub z pozoru niewiele. Latami trzeba było rozprostowywać człowieka. A kant powstały po tym zagięciu do dziś widać. Jak bardzo trzeba czuwać nad tym, co piękne w człowieku – piękniejsze od najwspanialszej koronki.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak