Chińska armia tworzy grupy cybermilicji, wyspecjalizowane w atakach, bądź w obronie. Nawet największe chińskie firmy technologiczne i uniwersytety oddelegowują ludzi do zespołów specjalnych pracujących dla armii - pisze w czwartek "Financial Times".
Inwestowanie w zespoły ludzi, którzy choć siedzą w siedzibach swoich firm, pracują dla wojska jako super-hakerzy lub anty-hakerzy jest elementem "nowego wyścigu zbrojeń". Toczy się on w przestrzeni wirtualnej, a FT poświęca cały cykl artykułów cybernetycznym działaniom wojennym.
W technologicznej firmie Nanhao, z siedzibą niedaleko Pekinu, wszystkie osoby poniżej 30. roku życia - spośród 500-osobowego personelu - mają właściwie dwie prace, ponieważ do ich obowiązków należy działanie jako "cybermilicja" chińskiej armii. Nie wiadomo, co dokładnie robi jednostka w firmie Nanhao, ale według oficjalnych komunikatów składa się z zespołów ds. obrony i ataku.
Milicja z Nanhao to jedna z tysięcy takich jednostek ustanowionych w firmach technologicznych przez wojsko. Armia sięga też na uniwersytety, gdzie sponsoruje konkursy informatyczne i wyławia najlepszych specjalistów. "Te jednostki to kręgosłup internetowych sił zbrojnych kraju, postrzeganych w coraz większym stopniu jako poważne zagrożenie" - komentuje brytyjski dziennik.
Rządy, korporacje i firmy specjalizujące się w bezpieczeństwie informatycznym na całym świecie oskarżają władze Chin o groźne ataki cybernetyczne. Rząd USA uważa, że Pekin stoi za informatyczną kradzieżą planów bomby neutronowej, włamaniami do poczty elektronicznej ministra obrony USA i wykradanie własności intelektualnej firmom prywatnym.
Chiny specjalizują się w hakerstwie od dekady - przypomina FT - już w 1999 roku tamtejsza generalicja lobbowała na rzecz stworzenia sił wyspecjalizowanych w elektronicznych technikach atakowania wroga.