Strach przed zmianą, którą proponowało PiS, okazał się silniejszy aniżeli niezadowolenie z czterech chaotycznych lat rządów Platformy.
Jednak w dłuższej perspektywie, w moim przekonaniu, będziemy te wybory wspominali przede wszystkim dlatego, że po raz pierwszy do parlamentu dostało się ugrupowanie, które stawia na otwartą konfrontację z Kościołem. Sukces Ruchu Palikota, który zdobył ok. 10 proc. głosów, nie zaważy na kształcie przyszłego rządu. Wystarczy bowiem głosów PO i PSL, aby Donald Tusk mógł stworzyć stabilny rząd. Jednocześnie paradoksalnie okazało się, że to Janusz Palikot, a nie Jarosław Kaczyński, stał się grabarzem postkomunistycznej lewicy, która właśnie w niesławie schodzi ze sceny politycznej i jest mało prawdopodobne, aby kiedykolwiek na nią wróciła.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski