O Kościele w Afryce, głoszeniu słowa Bożego z dzieckiem na plecach, oraz wyzwaniach misyjnego życia w Zambii, rozmowa z o. Franciszkiem Szczurkiem, przełożonym zgromadzenia Ojców Białych Misjonarzy Afryki w Polsce.
O. Franciszek Szczurek pochodzi z Rudy Śląskiej. W Zambii pracuje od 1984 roku, od 1994 jako Ojciec Biały. Od września br. przełożony domu Zgromadzenia Misjonarzy Afryki – Ojców Białych w Natalinie/k Lublina. Franciszek Szczurek MAfr Niedawno opuścił Ojciec Zambię, by objąć funkcję rektora seminarium misjonarzy Afryki w Polsce. Powrót do domu?
Raczej czuję się jakbym wyjechał z domu do domu. W Afryce spędziłem 27 lat i liczę na kolejne! Pierwsze 9 pracowałem jako fideidonista diecezji katowickiej, kolejne już jako Ojciec Biały. To zgromadzenie, które jako jedno z pierwszych zakładało misje katolickie w Afryce. Zaimponował mi jego charyzmat, życie w międzynarodowych wspólnotach. Życie wspólnotowe jest ważne dla misjonarza, odczucie że człowiek nie jest sam, jest z kimś. Tak samo było z apostołami. Nie pracowali sami. Po 10 latach pracy misyjnej zamieniłem więc czarną sutannę na białą ghandurę zgromadzenia.
Kiedy pojawiły się myśli o misjach?
Już jako kleryk marzyłem o Afryce, bo pracowali tam misjonarze z mojej diecezji: ks. Franciszek Klimosz i ks. January Liberski. Z ks. Klimoszem korespondowałem w czasach seminarium. To było jak dolewanie oliwy do ognia. W 1983 r. poszedłem do bp Bednorza i wyłożyłem co mi na sercu leży. Powiedział: „dobrze, przygotowuj się”. Tak po 4 latach pracy w parafii św. Józefa w Świętochłowicach wyjechałem do Zambii, do misji Mambwe w diecezji Mbala. Było nas tam czterech z diecezji katowickiej: proboszcz ks. Jakub Gazur, ks. Augustyn Rychlikowski, który przyjechał na misje mając już 25 lat kapłaństwa, ks. Andrzej Halemba, i ja. Misja położona była w buszu na północy kraju, 70 km od miasta Mbala, niedaleko jeziora Tanganika.
Pierwsze największe wzywanie?
Nauka języka lokalnego. To podstawa. Bez języka misjonarz jest kaleką. W Zambii są 72 języki. Urzędowym jest angielski, ale wielu ludzi i tak go nie zna. Poza tym to nie ich rodzimy język. Misjonarz musi znać język lokalny, bo to też forma szacunku dla ludzi. Trzeba wyjść do ludzi. Rozmawiać z nimi. To dla nich bardzo ważne. Nie można być misjonarzem i nic nie wiedzieć o ludziach. Ja uczyłem się języków mambwe i bemba. To podobne języki, z grupy bantu. Odprawiamy w nich Msze, spowiadamy, głosimy kazania, rekolekcje.
Czy to języki pisane?
Dziś już tak. Sposób ich zapisywania opracowali misjonarze. Nie ma za bogatej rodzimej literatury w bemba, ani mambwe. Jest za to literatura „stworzona” przez misjonarzy: tłumaczenia Biblii, ksiąg liturgicznych, zbiory bajek i przysłów, słowniki. Słownik angielsko-mambwe i mambwe - angielski opracował ks. Andrzej Halemba. Obecnie w Polsce drukowane są księgi liturgiczne na rok A B C w języku mambwe. Będą wysłane do Zambii.
Jak wygląda praca na misyjnej parafii?
Krzysztof Błażyca Parafie są podzielone na podparafie lub sekcje, a te na stacje dojazdowe. W Mambwe mieliśmy 39 stacji, ale największą parafią, gdzie pracowałem była Serenje. Liczy 22 tys. kilometrów kwadratowych. Ciekawostka – na terenie parafii Serenje w stacji Chitambo jest drzewo, pod którym pochowano serce Davida Livingstone'a, słynnego misjonarza i badacza Afryki.
W Serenje pracowało nas 3 ojców białych. Objeżdżaliśmy łącznie 81 stacji. Wyjazd na stacje trwał od czwartku do niedzieli - pełny „serwis” sakramentalny: spowiedź, msze, śluby, spotkania z różnymi grupami, odwiedzanie rodzin - nie tylko katolików. Jadąc na objazd stacji misyjnych rzadko wracamy do misji, raczej zostajemy w wiosce. Ludzie mają przygotowaną chatę dla misjonarza. A gdy wieczorem biorę lampę, i podłączam do akumulatora w samochodzie to ludzie zaraz się schodzą – bo w wiosce jest światło!
Do niektórych stacji misyjnych jechaliśmy samochodem do rzeki, potem łodzią, ostatni etap rowerem. Do kilku wiosek docieramy tylko parę razy w roku, a w niektórych ludzie mają możliwość tylko raz w roku przyjąć sakramenty.
A co z niedzielną Mszą Świętą?
Gdy nie ma Mszy z braku kapłana, odbywa się nabożeństwo Słowa Bożego z przyjęciem Ciała Pańskiego. Kościół w Zambii zezwolił na posługę szafarzy Eucharystii. Szafarkami są również kobiety. Oczywiście nie na każdej placówce jest Najświętszy Sakrament. W buszu ludzie spotykają się po prostu na modlitwie, czytaniu Słowa Bożego. Nabożeństwo prowadzą katecheci lub liderzy grup modlitewnych. Mieliśmy małżeństwo katechistów, obsługujących 11 stacji. Żona objeżdżała pięć, mąż sześć. Rowerem, nawet 200 km. Jak urodziła się im córeczka, matka przewiązywała małą chustą na plecach, siadała na rower i jechała głosić Słowo Boże. Również pogrzeby prowadzą liderzy lub katechiści. Jest przygotowany dla nich Rytuał Pogrzebowy. Są do tego odpowiednio formowani. Taki katechista musi być duchowo i intelektualnie przygotowany. Dlatego mają regularne spotkania formacyjne przy misji. Afryka uczy nas odpowiedzialności za Kościół. To zaangażowanie ludzi świeckich w życie lokalnego Kościoła, jest bogactwem, którego można im pozazdrościć.
Krzysztof Błażyca