Pięciu b. szefów MSZ wydało wspólne oświadczenie, w którym wyrazili solidarność z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. "Czujemy się w obowiązku wyrazić głęboki sprzeciw wobec ostatnich wypowiedzi prezesa Jarosława Kaczyńskiego o stosunkach polsko-niemieckich" - napisali.
Protest wobec niedawnej wypowiedzi szefa PiS o kanclerz Niemiec Angeli Merkel podpisali: Władysław Bartoszewski, Andrzej Olechowski, Włodzimierz Cimoszewicz, Dariusz Rosati i Adam Daniel Rotfeld.
W książce "Polska naszych marzeń" prezes PiS napisał, że nie sądzi, "żeby kanclerstwo Angeli Merkel było wynikiem czystego zbiegu okoliczności". "Nie będę jednak tego przeświadczenia rozwijał, zostawiam to politologom i historykom" - napisał Kaczyński. Dopytywany o to w wywiadzie dla "Newsweeka", powiedział: "Ona wie, co ja chcę przez to powiedzieć. Tyle wystarczy".
W swoim liście byli ministrowie podkreślili, że "szczególny niepokój budzi insynuacja, iż wybór na urząd kanclerza pani Angeli Merkel +nie był wynikiem czystego zbiegu okoliczności+ oraz zdanie +ważne jest, że od Polski Merkel chce przede wszystkim może miękkiego, ale jednak podporządkowania+".
Jak ocenili, insynuowanie podejrzanych przyczyn demokratycznego wyboru przywódcy kraju, który jest ważnym partnerem w Unii Europejskiej i z którym łączą nas przyjazne relacje, przez lidera najważniejszej partii opozycyjnej i kandydata na premiera RP, jest dla Polski szkodliwe.
Byli ministrowie przypomnieli, że od czasu odzyskania przez Polskę niepodległości, zjednoczenia Niemiec i polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie z 1991 roku stosunki między naszymi krajami stają się coraz bliższe i przyjazne.
"Republika Federalna Niemiec udzieliła Polsce wsparcia w kluczowych kwestiach naszego interesu narodowego, w tym przyjęcia do NATO i UE. Kanclerz Merkel osobiście należy do najbardziej Polsce przychylnych polityków niemieckich" - podkreślili.
Sygnatariusze oświadczenia przyznali, że między Polską a Niemcami są różnice, a nawet spory. "Jednak w dialogu z każdym partnerem zagranicznym, zwłaszcza tak bliskim, nie ma miejsca na język insynuacyjnych niedomówień" - zaznaczyli.
Jak zauważyli, o polską politykę zagraniczną wszyscy mają prawo się spierać i często do tego dochodzi. "Jednak wszyscy uczestnicy tej debaty muszą przestrzegać podstawowych reguł: dbania o polską rację stanu oraz szacunku dla partnerów zagranicznych. Żałujemy, że przywódca partii opozycyjnej narusza te reguły w imię iluzorycznych korzyści w kampanii wyborczej" - napisali dyplomaci.
"W tej chwili czujemy moralny obowiązek powiedzenia pani kanclerz Merkel: solidaryzujemy się z Panią. Polacy i Niemcy mają jeszcze wiele razem do zrobienia. Nie tylko w stosunkach dwustronnych, ale i dla dobra zjednoczonej Europy" - zakończyli wspólne oświadczenie.
Olechowski odnosząc się do listu, powiedział PAP: "Rzadko wspólnie występujemy, ale jednak (robimy to) od czasu do czasu wówczas, kiedy uważamy, że w Polsce obecne są przejawy złych obyczajów, które mogą być niestety zaraźliwe. Stad inicjatywy tego oświadczenia".
Bartoszewski podkreślił, że jest rzeczą niebywałą, żeby padały insynuacyjne wypowiedzi wobec urzędującej kanclerz Niemiec. Jak zaznaczył, oświadczenie wydane przez niego i innych byłych szefów polskiej dyplomacji jest w interesie naszego kraju, bo cała sprawa - jak mówił - wywołała "międzynarodowy skandal", pisało o niej wiele zagranicznych tytułów.
Wyjaśnił, że pod oświadczeniem nie ma podpisu Anny Fotygi, ponieważ jest ona kandydatką do parlamentu partii, której szefem jest Kaczyński. "Biografie osobiste i polityczne pana Cimoszewicza, Rosatiego, moja, Rotfelda są zupełnie różne, ale nie widzę, żadnego powodu, by te osoby nie mogły przyjąć wspólnego stanowiska" - powiedział PAP Bartoszewski.
Bartoszewski zwrócił uwagę, że Polska w niedługim czasie będzie prowadziła negocjacje w sprawie nowego budżetu UE do roku 2020. Według niego wypowiedzi Kaczyńskiego nie służą dobrze naszemu krajowi w tym kontekście. "Tu chodzi o państwo polskie, a nie o jedną kadencję jednego rządu" - podkreślił.
Według pierwszych informacji przekazanych przez Bartoszewskiego, podpis pod listem złożył także obecny minister Radosław Sikorski. Jednak rzecznik MSZ Marcin Bosacki oświadczył, że Sikorski z uwagą patrzy na tę inicjatywę, jak zwykle, gdy wypowiadają się osoby z takim autorytetem, ale sam oświadczenia nie podpisał i nie był o to proszony. (PAP)