Czy rzeczywiście w naszym kraju mamy do czynienia z takim nadmiarem religii, że politycy muszą opierać swój wizerunek na walce z nią?
25.09.2011 08:27 GOSC.PL
Poranny program wyborczy. Partia X, co to kiedyś była komunistyczna, a teraz stała się liberalna, prezentuje swój, jakże bogaty program: nie będziemy klękać przed biskupami, nikt nie będzie nam zaglądał pod kołdrę, zliberalizujemy ustawę antyaborcyjną, in vitro zapewnimy na życzenie, a homoseksualiści bez problemu dostaną ślub. Aha, i najważniejsze: wyprowadzimy religię ze szkół.
Następny reklamuje się ruch pana Y, niegdyś biznesmena. Pan Y przedstawia swój życiorys. Opowiada, jak to z nieśmiałego chłopca stał się przedsiębiorcą, dając do zrozumienia, że i w życiu zwykłego Kowalskiego możliwa jest ta baśń z happy endem. W następnym filmiku serwuje nam jednak horror. Bohater budzi się zlany zimnym potem, bo przyśnił mu się straszny sen: sześć godzin religii w szkole w jednym dniu! Po prostu koszmar.
Zacząłem się zastanawiać: czy rzeczywiście w naszym kraju mamy do czynienia z takim nadmiarem religii, że partie muszą opierać swój wizerunek na walce z nią? Czy chęć rozwiązania takich problemów, jak brak pracy dla młodych ludzi, fatalny stan dróg czy kulejąca służba zdrowia, nie przysporzyłaby im więcej zwolenników? Jaka siła jest w religii, że politycy tak się jej boją?
Ks. Jerzy Szymik opowiadał kiedyś historię o swoim dziadku, który po opanowaniu części Śląska przez hitlerowców powiedział: „To musi przegrać, oni z księżmi walczą”. Powtórzył to sześć lat później, kiedy przyszli komuniści. Dziś pewnie powiedziałby to samo. Trudno bowiem nie zauważyć w obsesjach naszych polityków złości diabła, który, na szczęście, już został pokonany. Prędzej czy później – to musi przegrać. Oby jak najprędzej.
Szymon Babuchowski