Dziś Palestyna wystąpi formalnie o członkostwo w ONZ. Dlaczego nie cieszy to wszystkich misjonarzy wolności i demokracji?
Krok ryzykowny i desperacki zarazem. Ryzykowny, bo ciągle nie ma pełnej zgody świata demokratycznego w tej kwestii. Chociaż ponad 120 państw zapowiedziało już głosowanie za powstaniem państwa palestyńskiego, schody mogą zacząć się w Radzie Bezpieczeństwa. Tam najprawdopodobniej weto zgłoszą Stany Zjednoczone, które stoją tutaj po stronie Izraela, odmawiającego konsekwentnie Palestyńczykom prawa do samostanowienia. I będzie tak pomimo orędzia Obamy sprzed paru miesięcy, w którym wyraził poparcie dla aspiracji narodu palestyńskiego.
Krok jest ryzykowny także dlatego, że nawet jeśli jakimś cudem powiedzie się na forum ONZ, sam w sobie nie rozwiąże konfliktu z Izraelem. Więcej, można spodziewać się, że blokujący Strefę Gazy i okupujący terytoria palestyńskie Żydzi odpowiedzą środkami jak zwykle nieproporcjonalnymi. Bez dogadania się bowiem z Izraelem trudno spodziewać się pokoju tylko w oparciu o większość w ONZ. Tym bardziej, że – z drugiej strony – także dla radykalnego Hamasu (który wcale nie jest popierany przez wszystkich Palestyńczyków) mogłaby to być okazja, aby „pójść za ciosem” i już jako członek ONZ wywołać kolejną wojnę z Izraelem.
Krok Palestyny jest jednocześnie desperacki, bo właśnie…nie widać szansy na dogadanie się z Izraelem. Nie tylko dlatego, że Hamas co jakiś czas wysyła rakiety na terytoria izraelskie. Rządząca obecnie w Tel Awiwie ekipa racją stanu uczyniła niedopuszczenie do powstania państwa palestyńskiego. Burzenie palestyńskich domów i budowa izraelskich osiedli na terytorium okupowanym, nieugięta postawa w sprawie blokady Strefy Gazy są tego dowodem. To między innymi sprawia, że Izrael jest coraz bardziej samotny na Bliskim Wschodzie. Do tradycyjnych wrogów dołączają dawni sojusznicy, jak Egipt (to bardziej w wyniku obalenia Mubaraka) i, co ważniejsze, wpływowa w regionie Turcja. A Arabia Saudyjska zapowiedziała nawet zerwanie sojuszu z USA, jeśli te zawetują niepodległość Palestyny.
– Żaden kraj arabski nie będzie chciał z nami pokoju, jeśli nie dojdziemy do porozumienia z Palestyńczykami – mówił mi w maju tego roku Szewach Weiss, były ambasador Izraela w Polsce. – Państwa arabskie, nawet demokratyczne, nie będą obojętne na los Palestyńczyków – podkreślał Weiss.
Nie wiem, dlaczego tej prostej prawdy nie rozumie większość elit Izraela. Głosowanie nad wnioskiem Palestyny w ONZ będzie też testem wiarygodności „amerykańskiej misji wolności” na Bliskim Wschodzie. Trudno będzie zrozumieć, dlaczego USA poparły trzy lata temu niepodległość Kosowa, integralną część suwerennej i nie okupującej nikogo Serbii, a nie poparły teraz niepodległości narodu okupowanego przez Izrael.
Jacek Dziedzina