W Europie materialnie o świątynie dbamy. Ale są one potrzebne coraz mniejszej liczbie ludzi…
Zaprosił mnie zaprzyjaźniony proboszcz z czeskiej już strony, zaprosił w imieniu stowarzyszenia miłośników tej górskiej krainy. Okazja podobna jak przed rokiem – to znaczy, że coś się dzieje. Odbudowany został mały kościółek we Františkově. Przysiółek niewielki, ale przed 120 laty ktoś ofiarował kawałek gruntu, fundusze zebrano, kościółek wystawiono. Minęła pierwsza światowa wojna, już nie było Austro-Węgier. Ludzie byli ci sami. W niedziele bywała Msza, w maju schodzili się na maryjne nabożeństwo. Tak było do końca drugiej wojny. A potem wysiedlono wszystkich. Bo to już była inna Czechosłowacja. Komunistyczna i antyniemiecka. Kościółek nowym mieszkańcom był niepotrzebny, a nowa władza spokojnie czekała, aż się zawali. Dach runął, w środku wyrosło drzewo, krzyż z wieży trafił na złom (ktoś go tam przezornie schował). Kościółek był katolicki – tak jak niegdyś cała okolica. Zresztą – cząstka dawnego księstwa biskupów wrocławskich.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak