"Mamy prawo domagać się, aby uszanowano nas, wiarę, Kościół, Pismo Święte i krzyż!" - wołał biskup Henryk Tomasik, który celebrował Mszę świętą przed kościołem garnizonowym w Radomiu.
Liturgię sprawowano w 66. rocznicę uwolnienia blisko trzystu żołnierzy AK z okręgu radomsko-kieleckiego z więzienia UB w Radomiu.
W homilii bp Tomasik mówił, że każda epoka ma swoje problemy. "Dzisiaj także jesteśmy zatroskani o polską kulturę, także polityczną, polską szkołę i sytuacją dzieci i młodzieży, także w rodzinach. Jesteśmy zatroskani o to, co się dzieje w życiu publicznym" – powiedział biskup.
"Szkoda, że Polacy wciąż nie potrafią się szanować nawzajem. Bolejmy nad tym, że to co święte dla Polaków, krzyż i Pismo Święte bywa profanowane i okazuje się, że to nie jest niezgodne z prawem. Szkoda, że w naszej ojczyźnie są takie sytuacje. Nikt z nas nie ma prawa do nienawiści, chcemy szanować każdego człowieka, ale w pewnych sytuacjach chcemy powiedzieć non possumus - tak nie można! Świętość zawsze będzie świętością. Nigdy nie wolno chrześcijaninowi lekceważyć człowieka innej religii i wyznania. Mamy prawo domagać się, aby uszanowano nas, wiarę, Kościół, Pismo Święte i krzyż!" - wołał biskup radomski.
W dalszej części homilii nawiązał do wydarzeń sprzed 66 lat, kiedy to żołnierze AK z okręgu radomsko-kieleckiego odbili ok. 300 osób z ubeckiego więzienia w Radomiu. "Dziękujemy za ludzi mocnych miłością ojczyzny i drugiego człowieka, dziękujemy za te wzory. Od tych ludzi uczymy się takiej postawy, zakorzenia w polskiej historii i tradycji. Mocni w wierze i mocni w miłości do ojczyzny, to kierunek, drogowskaz, który staje przed każdym z nas" - powiedział bp Tomasik.
Po Mszy świętej uroczystości przeniosły się na ulicę Malczewskiego, gdzie na murze dawnego więzienia, a obecnie Kurii Diecezjalnej znajduje się pamiątkowa tablica ku czci żołnierzy Armii Krajowej, którzy uczestniczyli w akcji rozbicia więzienia Urzędu Bezpieczeństwa w Radomiu.
W opinii wielu historyków akcja w radomskim więzieniu była jedną z najpiękniejszych kart działalności podziemia niepodległościowego w Polsce. Akcją dowodził nieżyjący już porucznik Stefan Bembiński ps. "Harnaś". Zginęło wówczas siedem osób: dwaj milicjanci i dwaj żołnierze Armii Radzieckiej, funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego i dwaj cywile.