Paweł Poncyliusz, Jerzy Żyżyński i Janusz Palikot zajęli w debacie TVP ex aequo... drugie miejsce.
08.09.2011 00:30 GOSC.PL
Czekałem na tę debatę. Nie na dyskusję o dyskusjach, nie na nawalankę w blasku fleszy zarezerwowaną dla liderów dwóch głównych ugrupowań. Skoro mam do wyboru siedem, to chcę posłuchać wszystkich. TVP1 dała i będzie dawać mi taką możliwość, w przeciwieństwie do np. TVN, która co prawda zaprasza do studia także ludzi z PiS, ale zarazem ignoruje komitety pozaparlamentarne.
Czy debata o gospodarce się udała? I tak i nie. Przedstawiciele komitetów mogli odpowiedzieć na pytania „zwykłych ludzi”, dociekliwe ukłucia Tadeusza Mosza i sami przepytać siebie nawzajem. Okazało się, że najgorzej przygotowani są na indagacje swoich wyborców. Mieczysław Kasprzak z PSL w taki sposób zachowywał się ostatnio chyba pod tablicą w siódmej klasie podstawówki (renty... no więc renty...), po czym beztrosko rzucił obietnicę podniesienia owych rent w następnym roku. Czy gdybym zapytał o bony na kompakty, też bym je dostał? To była też runda najsłabsza dla prof. Żyżyńskiego. Widać, że ekonomista nie czuje się najlepiej w roli debatującego polityka, który, by sparafrazować dziadka Marksa, nie tylko musi opisać rzeczywistość, ale także dać propozycję, jak ją zmienić. Związkowi bonzowie dostają wynagrodzenie od pracodawców, bo takie jest prawo – też mi odkrycie. Gdyby niekulturalnie w słowo nie wszedł mu Paweł Poncyliusz, to przedsiębiorca, który zadał to pytanie, mógłby ze spokojnym sumieniem rzucić kapciem w telewizor nadający tak bezowocną debatę. Zresztą polityk PJN w swej wypowiedzi wskazał na niepopularną wśród wielu prawdę o nadużywaniu związkowych przywilejów przez działaczy.
Bogusław Ziętek z Polskiej Partii Pracy otrzymał na tacy pytanie-prezent, o tzw. umowy śmieciowe. Lewica nazywa w ten sposób umowy o dzieło i zlecenie (jednocześnie, jak Krytyka Polityczna, zatrudniając na nie pracowników swej klubokawiarni). Problem jest i dobrze, że ktoś go zauważa. Gorzej, że rozwiązanie (zlikwidować!) jest gorsze od choroby, bo problemem nie są umowy o dzieło, a kosztowne umowy o pracę. Na osłodę dodam, że lider PPP wypadł, obok prof. Żyżyńskiego najlepiej, jeśli chodzi o kulturę dyskusji i w pewnej mierze także naturalność zachowania. Przedstawiciel PiS był chyba najbardziej przekonujący w swej postawie, argumentował rzeczowo, choć prawdopodobnie świadomość złożoności rzeczywistości mocno utrudniła mu występ. Gdy się nic nie wie, demagogia to bułka z masłem.
Jego przeciwieństwem był Paweł Poncyliusz, który grał do kamery, jakby nie zauważył, że odcinek „Szymon Majewski Show”, w którym występował, już się skończył. Było to całkiem zabawne, bo mówił zawsze do akurat nie tej kamery, z której obraz oglądali widzowie. Z drugiej strony to dzięki niemu wywiązała się dyskusja na temat sensowności i potrzeby podwyższania podatków. Bliskie memu sercu wypowiedzi polityka PJN napotykały na trzeźwą, choć jednocześnie bardzo ogólną konstatację prof. Żylińskiego, że mogą nastąpić momenty, w których podatki podwyższać trzeba. Szkoda tylko, że przedstawiciel PiS nie wyjawił, dlaczego nie da się przeprowadzić drastycznych cięć w budżecie, w związku z czym – punkt dla Poncyliusza.
Janusz Palikot czuł się w programie jak ryba w wodzie. Na szczęście nie przyniósł żadnego gadżetu i jak na siebie podał wiele konkretów wskazując na własne próby ułatwienia życia przedsiębiorcom. Jednocześnie winą za brak ich realizacji obarczał swoją byłą partię, co jest przez telewidzów nieweryfikowalne. Na duży plus zapisać mu należy polemikę z Bogusławem Ziętkiem, który starał się wytłumaczyć sensowność zmniejszenia ustawowego czasu pracy przez... likwidację umów śmieciowych, a także punktowanie swego następcy w Komisji „Przyjazne Państwo”, Adama Szejnfelda (PO), choć to często kończyło się częściowo słusznym odbijaniem piłeczki. Gratuluję dobrego występu i jednocześnie radzę, by lider Ruchu Poparcia, z korzyścią dla własnej duszy, zrezygnował z debat na inne tematy.
Mistrzem pustosłowia okazał się przedstawiciel SLD, Sławomir Kopyciński, który potrafił jedynie wspomnieć o obniżce CIT w kadencji 2001-2005 i mało pomysłowo poszturchiwać polityków PiS i PO. Nawet pytania o współpracę z BCC nie potrafił wykorzystać inaczej, niż do wygłoszenia pustego sloganu o wspieraniu przedsiębiorców, którego wyrazem ma być przywrócenie najwyższej stawki PIT (serio, tak powiedział). Adam Szejnfeld najlepiej ze wszystkich odpowiadał nie na temat na pytania, a największy popis dał, wykorzystując czas na zadanie pytania innemu kandydatowi (wybrał Kasprzaka) do wygłoszenia peanu na cześć koalicji PO-PSL.
Podsumowując, debatę moim zdaniem wygrali ex aequo przedstawiciele PiS, PJN i Ruchu Poparcia. Prof. Żyżyński za kulturę wypowiedzi, zachowawczość i merytorykę. Paweł Poncyliusz za wywoływanie dyskusji i odważne stawianie tez, które mogą być niepopularne. Janusz Palikot za usadzenie populizmu i sporo ciekawych pomysłów, na realizację których zabrakło mu determinacji w kończącej się kadencji. Ale, jak to czasem w konkursach chopinowskich bywa, nie przyznaję pierwszej nagrody, bo żaden nie zasłużył. Choć mimo wszystko ta dyskusja mogła pomóc widzom wyrobić sobie zdanie na temat poglądów gospodarczych poszczególnych komitetów.
Stefan Sękowski