Autobiografia George’a Busha jr.

Za kilka dni będzie miała swoją polską premierę autobiografia George’a W. Busha, zatytułowana: „Kluczowe decyzje”. W numerze „Gościa Niedzielnego” na 11 września - a na naszej stronie internetowej znajdzie się ten jej fragment, który opowiada o dramatycznych wydarzeniach sprzed 10 lat. Dziś publikujemy inne fragmenty, mówiące o byłym prezydencie USA od strony prywatnej, rodzinnej.

Kiedy zadzwoniliśmy do dyrektor Gladney, żeby podzielić się tą wiadomością, czuliśmy się winni, trochę jakbyśmy ją zwodzili. Ale ona powiedziała Laurze coś uroczego: „Kochanie, to się zdarza. Gladney pozwala parom doczekać się dziecka w taki albo inny sposób”. Ruby była bliższa prawdy, niż mogła przypuszczać. Na formularzu Laura zaznaczyła, że chcielibyśmy adoptować bliźnięta.

O Bogu i prezydenturze

Decyzja o kandydowaniu na prezydenta przez jakiś czas we mnie dojrzewała. Wielu ludzi zachęcało mnie do startu w wyborach – jedni dla dobra kraju, inni dla własnych korzyści. Często słyszałem: „Możesz wygrać. Możesz zostać prezydentem!”. Ta pewność mi schlebiała, ale postanowiłem nie podejmować żadnych decyzji w oparciu o przypuszczenia innych. Jeszcze niedawno słyszałem, że nie pokonam Ann Richards. Pytanie brzmiało raczej, czy ja sam czuję powołanie do kandydowania.

Kiedy nad tym rozmyślałem, pojawił się dylemat. Z racji rozmiaru i złożoności kampanię prezydencką trzeba zacząć planować wcześnie – niezależnie od tego, czy w końcu się w niej wystartuje. Upoważniłem Karla do zgromadzenia dokumentów i ludzi, którzy zbieraliby pieniądze i wzięli udział w oddolnej politycznej akcji. A gdy już raz zacząłem, reszta wydawała się nieuchronna. W październiku 1998 roku powiedziałem reporterowi z „Washington Post”, Davidowi Broderowi, że czuję się „jak korek porwany przez wzburzoną rzekę”. Jej nurt stał się jeszcze silniejszy, kiedy wygrałem ponownie.

Nie chciałem dać się porwać. Jeśli zamierzałem włączyć się do wyścigu, to ze słusznych powodów. Trudno mi sprecyzować, kiedy dokładnie podjąłem decyzję, ale miałem takie przebłyski pewności.

Jeden z nich miał miejsce podczas drugiego zaprzysiężenia. Rankiem wzięliśmy udział w nabożeństwie w kościele metodystów w Austin. Wielebnego Marka Craiga, naszego przyjaciela, poprosiliśmy o wygłoszenie kazania. Próbowałem skupić się na uroczystości, ale nie mogłem. Biłem się z myślami: kandydować czy nie. Wyznałem to mamie, kiedy wchodziliśmy do kościoła. „Weź się w garść”, powiedziała. „Podejmij decyzję i po prostu ruszaj do przodu”. Dobra rada, choć nie do końca pomocna w tamtym momencie.

Autobiografia George’a Busha jr.   Akcent

A potem porwały mnie słowa Marka Craiga. W kazaniu mówił o „Księdze Wyjścia” i o Mojżeszu, którego Bóg wzywa do działania. Reakcją Mojżesza najpierw było niedowierzanie: „Kimże jestem, bym miał iść do faraona i wyprowadzić Izraelitów z Egiptu?”. Potem wymyślał przeróżne wymówki. Nie wiedział, czy ludzie za nim pójdą. Nawet nie potrafił tego dobrze wyrazić. Skąd ja to znałem…

Wielebny opowiedział, jak Bóg zapewnił Mojżesza, że ten znajdzie w sobie siłę do wykonania tego, co mu zlecono. Potem pastor wezwał do działania nas wszystkich. Ubolewał nad tym, że w państwie brakuje zasad i etycznego przywództwa. Zakończył niemalże jak Mojżesz: „Mamy okazję, wszyscy i każdy z nas z osobna, zrobić to, co trzeba i z właściwego powodu”.

Zastanawiam się, czy to nie była przypadkiem odpowiedź na moje pytania. I nawet nie szeptał mi jej do ucha jakiś tajemniczy głos, tylko mówił z ambony całkiem donośnie ze swoim nosowym akcentem Mark Craig. Mama nachyliła się do mnie i powiedziała: „Mówi do ciebie”.

 

(Wydawcą książki jest jest Akcent)

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

jd