Mateusz Stachowski potrafi pięknie opowiadać o śmierci
Kilkanaście lat temu odwiedził mnie w Matarni młody franciszkanin. Ja chwaliłem się swoją poezją, dumny jak paw, że znajduje ona czytelników również w stanie duchownym, a on skromnie opowiadał o swojej młodzieńczej fascynacji „ciężką” muzyką, trudnym nawróceniu i poszukiwaniu Boga we współczesnej literaturze. Gdyby Mateusz Stachowski w porę nie posłuchał wewnętrznego głosu, być może dziś zastępowałby Nergala w programie „The Voice of Poland”. Ale wybrał inną drogę. Od lat pełni posługę duszpasterską, animuje franciszkańskie portale w internecie, jest gitarzystą i wokalistą katolickiej grupy Taukers, właśnie wydał debiutancki tom wierszy „Bezsenność”. Dodajmy od razu – tom znakomity.
Bohaterem współczesnej poezji często jest egzul, czyli banita, wygnaniec, człowiek wykorzeniony z konkretnej przestrzeni, który nigdzie nie jest „u siebie”. Podróżując przez obce miasta, rozpaczliwie próbuje oswoić ich zmysłowe piękno, ale udaje mu się zapamiętać jedynie fragmenty obrazów, strzępy rozmów, ulotne dźwięki. A ponieważ zazwyczaj tęskni do pełni, cierpi na melancholię, tę chorobę woli, która nie pozwala odczuć radości w codziennym życiu. Aby wydobyć się z tej pułapki, czasem zaczyna przekonywać sam siebie, że żadna pełnia nie istnieje. Przedstawia się jako kosmopolita, obywatel świata, koneser egzotycznych win i krajobrazów. Ale jego życie pozostaje chaosem, a w jego sercu kryje się tłumiony niepokój.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Wencel