Starożytny Bliski Wschód, od Sumeru po Asyrię i Babilon, znał funkcję stróża twierdz. Stróż miał siedzieć na miejscu możliwie wysokim i obserwować. Stamtąd widać było najdalej i najlepiej.
Stamtąd widać było najdalej i najlepiej. Jego rolą było ostrzeganie. Miał dąć w róg, gdyby dostrzegł nadciągające wojska nieprzyjaciół. Jeśliby zbagatelizowano jego głos, nie ponosił żadnej odpowiedzialności – on spełnił swą rolę. Takie zadanie wyznaczył Bóg Ezechielowi: „Ciebie wyznaczyłem na stróża”. Niby wszystko gra, ale nie do końca, bo przecież tu rzecz ma się tak, jakby tym nadciągającym był Bóg, a nie wroga armia. A stróż Ezechiel ma słyszeć nie szczęk armii zbliżającego się nieprzyjaciela, lecz pouczenia, które daje Pan Bóg.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Zbigniew Niemirski