Jerzy Skucha już dwa dni wcześniej przewidział w Daegu zdobycie medalu mistrzostw świata w męskiej tyczce. W poniedziałek po złoto sięgnął Paweł Wojciechowski (SL WKS Zawisza Bydgoszcz). "Trenerowi należy się nagroda fair play" - powiedział PAP prezes PZLA.
PAP: Cały konkurs skoku o tyczce mężczyzn w mistrzostwach świata w koreańskim Daegu obejrzał pan z trybun. Jakie towarzyszyły temu emocje?
Jerzy Skucha: Ogromne. I to przez trzy godziny. Sprawdzaliśmy dokładnie na zegarku kiedy się zaczęło i kiedy skończyło. Teraz może jestem mądry, ale faktycznie miałem taką wizję, że zdobędziemy medal w tej konkurencji.
PAP: Mówił pan nawet o dwóch i stawiał bardziej na bardziej doświadczonego Łukasza Michalskiego.
J.S.: Faktycznie. Miałem nadzieję na złoto i brąz. Ale jakby znikąd, jak Filip z Konopi wyskoczył Kubańczyk Lazaro Borges. Gdyby nie on, to właśnie tak ten konkurs by się zakończył. Może w trochę innej konfiguracji niż przewidywałem, ale i tak bardzo dobrze. Ogromnie się cieszę z tego sukcesu. Polska tyczka wraca nagle do światowej czołówki. Pierwsze miejsce Wojciechowskiego, czwarte Michalskiego i siódme Mateusza Didenkowa. To są najlepsi tyczkarze świata.
PAP: Przypomniały się panu czasy Tadeusza Ślusarskiego i Władysława Kozakiewicza?
J.S.: Oj tak. I igrzyska olimpijskie w Moskwie. Pierwsze miejsce Kozakiewicza, drugie Ślusarskiego i szóste Mariusza Klimczyka. Myślę, że śmiało można to porównywać.
PAP: Czy za rok w igrzyskach olimpijskich w Londynie możemy się spodziewać tego samego?
J.S.: Możemy. Nie zapominajmy, że mamy jeszcze czwartego znakomitego tyczkarza, Przemka Czerwińskiego, który w tej chwili kuruje nogę. Jest medalistą mistrzostw Europy i z tej czwórki prawdopodobnie będzie trójka olimpijska. Oby oni powalczyli z nie mniejszym powodzeniem w Londynie.
PAP: Trudną sytuację miał w Daegu trener Włodzimierz Michalski. Z jednej strony jego syn walczył o medal i zajął czwarte miejsce, z drugiej miał drugiego podopiecznego Pawła Wojciechowskiego.
J.S.: Uważam, że zasłużył na nagrodę fair play. W decydującym momencie poradził Pawłowi, by przeniósł próbę na 5,90. Wiedział, że jeśli Wojciechowskiemu się uda ją pokonać, jest duże prawdopodobieństwo, że pozbawi miejsca na podium swojego syna.
PAP: To było ze strony trenera zagranie va banque.
J.S.: Z jednej strony tak, ale z drugiej Paweł już skakał tak wysoko i to całkiem niedawno, bo 15 sierpnia w Szczecinie. Łatwiej zatem było mu powiedzieć zawodnikowi, by to zrobił.
To pierwszy medal polskiej ekipy w tej imprezie i pierwszy wywalczony w tej konkurencji w historii mistrzostw globu.
Od 15 sierpnia Wojciechowski ma najlepszy rezultat na świecie w tym sezonie. Tego dnia skoczył 5,91 podczas mityngu w Szczecinie, poprawiając po 23 latach rekord Polski, który wynosił 5,90 i należał do Mirosława Chmary.