Mimo dobrze rozwiniętego transportu publicznego mieszkańcy wolą jazdę własnym samochodem, a nawet spacer. Gdzie?
26 minut potrzebuje średnio Kanadyjczyk na dojazd do pracy - policzył kanadyjski urząd statystyczny (StatsCan). Najczęściej mieszkańcy Kanady jeżdżą samochodem. Są odporni na promocję transportu publicznego.
Według danych StatsCan, aż 82 proc. Kanadyjczyków dojeżdża do pracy samochodem, tylko 12 proc. korzysta zawsze z transportu publicznego, a 6 proc. idzie na piechotę lub jeździ rowerem. Wybór samochodu nie jest przypadkowy - mimo dobrze rozwiniętego transportu publicznego w dużych miastach, samochodem jedzie się krócej niż metrem, autobusem i tramwajem. Średnio ci, którzy korzystali z transportu publicznego poświęcali na dojazd do pracy 44 minuty, zaś ci, którzy wybierali własny samochód - 24 minuty.
Najdłużej do pracy dojeżdża się w Toronto (liczącym 2,5 mln mieszkańców), średnio, czyli biorąc pod uwagę i transport publiczny i samochód, 33 minuty (samochodem - 27 minut). Dojazd w Montrealu jest o dwie minuty krótszy. W tych miastach aż jedna czwarta dojeżdżających do pracy potrzebuje na to przynajmniej 45 minut.
Niemniej Kanadyjczycy są z reguły zadowoleni z czasu dojazdu do pracy - aż 85 proc. z nich uważa, że czas dojazdu jest w sam raz. Nieco mniej zadowoleni są pasażerowie transportu publicznego. Przy tym im dłuższy czas dojazdu do pracy, tym większy jest odczuwany w ciągu dnia stres - policzył StatsCan. Wśród osób, które do pracy muszą dojeżdżać przynajmniej 45 minut, aż 36 proc. oceniało swoje dni jako stresujące. Najmniej zestresowani są rowerzyści i ci, którzy do pracy mogą dojść na piechotę.
StatsCan sprawdził więc, co kierowcy myślą o transporcie publicznym. Okazuje się, że aż 85 proc. spośród korzystających z własnego samochodu nigdy nawet nie próbowało zastąpić samochodu metrem czy autobusem, bo transport publiczny uważany jest za mało praktyczny lub zupełnie niepraktyczny. Podobnego zdania jest też większość kierowców, którzy jednak kiedyś wybrali się na przystanek autobusowy.
Wygląda więc na to, że kampanie zachęcające do korzystania z transportu publicznego nie odnoszą pożądanych skutków, a samochody jak zanieczyszczały środowisko, tak zanieczyszczają, bo są wygodniejsze, nawet jeśli trzeba słono zapłacić za parkowanie. W Toronto trwa batalia o zwiększenie liczby ścieżek rowerowych, za którymi nie przepada obecny mer miasta. W ramach oszczędności mer ma też plany likwidacji części wieczornych autobusów.
Własny sposób na mniejszy stres związany z dojazdami do pracy zaproponował w minionym tygodniu portal Workopolis, na którym publikowane są ogłoszenia o miejscach pracy. Portal wymyślił przeprowadzenie jednego dnia pod hasłem praca w domu. Jak podał dziennik "The National Post", Workopolis obliczył, że tylko jeden dzień bez dojeżdżania do pracy pozwoliłby oszczędzić około 120 mln dolarów kanadyjskich i oczywiście zmniejszyłby emisję dwutlenku węgla.
Dziennik "Metro" gorzko skonstatował, że na przykład w Nowym Jorku 40,3 proc. osób dojeżdżających do pracy wybiera publiczny transport. Zaś w Hongkongu - aż 90 proc.