Prokuratura przy wyjaśnianiu spraw katastrof lotniczych zazwyczaj stawia zarzuty personelowi najniższego szczebla - powiedział w poniedziałek PAP Przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych płk Edmund Klich.
Wojskowa prokuratura okręgowa postawiła w poniedziałek zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych dwóm oficerom, którzy w 2010 r. zajmowali dowódcze stanowiska w 36. specpułku. Chodzi o organizację lotu Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem.
Zarzuty dotyczą "niedopełnienie obowiązków służbowych związanych z organizacją lotu do Smoleńska w dniu 10 kwietnia 2010 r. w zakresie wyznaczenia i przygotowania załogi Tu-154M". Za zarzucany czyn grozi wojskowym do trzech lat więzienia.
"Zazwyczaj zarzuty stawiane są personelowi najniższego szczebla, przecież po katastrofie w Mirosławcu sprawę w sądzie ma tylko kontroler podejścia" - powiedział PAP Edmund Klich.
Jego zdaniem kwestie odpowiedzialności wojskowych z 36. specpułku należy rozpatrywać w kontekście możliwości organizacyjnych jednostki.
"Z tego pułku w ostatnich latach odeszło wielu doświadczonych pilotów, a nie zmniejszono jego zadań. Nie mając odpowiedniej kadry i odpowiedniego sprzętu, bo przecież przez długi czas był sprawny tylko jeden tupolew, nikt nie kalkulował możliwości niewykonania zadania, bo w wojsku odmowa działania może załamać karierę" - powiedział PAP Klich.
Według niego w takiej sytuacji jednostki wojskowi często podejmują ryzyko i wykonują zadania z naruszeniem przepisów.
"Przecież w katastrofie śmigłowca z premierem (Leszkiem) Millerem pilot nie miał odpowiedniego czasu wypoczynku" - dodał Klich.
W poniedziałek Edmund Klich spotkał się w Lesznie (Wielkopolskie) z mieszkańcami miasta podczas wykładu "Katastrofa Smoleńska. Przyczyny", promując swoją książkę o bezpieczeństwie ruchu lotniczego. Na spotkanie zapraszał jako niezależny kandydat w wyborach do Senatu w okręgu nr 94 obejmującym południowo-zachodnią Wielkopolskę.