Sąd Rejonowy w Kielcach uniewinnił we wtorek byłego komendanta głównego policji generała Antoniego Kowalczyka, oskarżonego o składanie fałszywych zeznań i zatajanie prawdy w śledztwie dotyczącym "afery starachowickiej".
Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie zarzuciła generałowi niedopełnienie obowiązku służbowego oraz składanie fałszywych zeznań podczas śledztwa dotyczącego tzw. "przecieku starachowickiego". Niedopełnienie obowiązku miało - według śledczych - polegać na tym, że Kowalczyk, jako szef policji, nie poinformował prokuratury o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu. Chodzi o wyciek tajnych informacji z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji o planowanej akcji policji przeciw grupie przestępczej w Starachowicach.
Drugi z zarzutów dotyczy wielokrotnego składania fałszywych zeznań i zatajania prawdy w Prokuraturze Okręgowej w Kielcach.
Zdaniem sądu Kowalczyk podczas procesu "dokładnie i przekonująco wykazał", z czego wynikają odmienności w jego zeznaniach złożonych w prokuraturze. "Oskarżony był jako świadek wielokrotnie przesłuchiwany, czynności z jego udziałem trwały wiele godzin. Zadawano mu po wielokroć te same pytania, na które odpowiadał według swojej wiedzy. Występujące odrębności nie były na bieżąco weryfikowane, tak aby oskarżony od razu mógł wypowiedzieć się co do ich przyczyny, a stały się podstawą zarzutu" - mówił sędzia Robert Dróżdż.
W opinii sądu prokuratura nie przedstawiła żadnego bezpośredniego dowodu wskazującego, że Kowalczyk przekazał informacje o czynnościach operacyjnych CBŚ ówczesnemu wiceministrowi SWiA Zbigniewowi Sobotce; przedstawiono jedynie "zespół poszlak".
Przeprowadzona podczas procesu analiza obiegu informacji m.in. w strukturach Komendy Głównej Policji, Centralnego Biura Śledczego i sposobu komunikowania wiedzy operacyjnej cywilnym zwierzchnikom policji utwierdziła sąd w przekonaniu, że teza aktu oskarżenia, jakoby Kowalczyk był źródłem "przecieku", jest "wyłącznie jedną mniej lub bardziej prawdopodobną hipotezą, której nie sposób uznać za udowodnioną".
Orzekając w sprawie sąd kierował się zasadą domniemania niewinności i zasadą nakazującą, aby niedające się wyjaśnić wątpliwości tłumaczyć na korzyść oskarżonego. "Materiał dowodowy zebrany w toku postępowania nie dał podstaw, aby przypisać oskarżonemu popełnienie zarzucanego czynu" - podsumował sędzia w jawnej części uzasadnienia.
Ze względu na konieczność zachowania tajemnicy państwowej większość uzasadnienia wyroku sąd ogłosił za zamkniętymi drzwiami.
Wyrok nie jest prawomocny. Prokurator Wojciech Różycki poinformował dziennikarzy, że po zapoznaniu się z uzasadnieniem wyroku prokuratura zapowie apelację w tej sprawie. Oskarżyciel domagał się dla Kowalczyka roku więzienia i trzyletniego zakazu zajmowania stanowisk w administracji publicznej.
Kowalczyk nie przyjechał we wtorek do sądu. Obrońca generała, mecenas Mirosław Celej, mówił, że sam cieszy się z wyroku uniewinniającego.
Proces komendanta w kieleckim sądzie rejonowym toczył się po raz trzeci.
W pierwszym procesie w tej sprawie w marcu 2006 r. sąd rejonowy uniewinnił Kowalczyka, uznając, że nie informując prokuratury o "przecieku" informacji o planowanej akcji CBŚ w Starachowicach i składając fałszywe zeznania, realizował on swoje prawo do obrony.
Apelację prokuratury od tego wyroku miał badać Sąd Okręgowy w Kielcach, ale zadał pytanie prawne Sądowi Najwyższemu, który - badając apelację w wyjątkowym trybie - uchylił wyrok i zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia.
Sąd rejonowy w grudniu 2007 roku, w drugim procesie, skazał b. komendanta, oskarżonego o niedopełnienie obowiązku służbowego oraz składanie fałszywych zeznań i zatajanie prawdy w związku ze sprawą "przecieku starachowickiego" łącznie na rok i dwa miesiące pozbawienia wolności. Orzekł wobec niego także trzyletni zakaz zajmowania stanowisk w administracji publicznej.
Sąd Okręgowy w Kielcach we wrześniu 2008 r. badał sprawę na skutek apelacji Kowalczyka i jego obrońców. Sąd prawomocnie uniewinnił Kowalczyka od zarzutu niedopełnienia obowiązku służbowego w związku z "aferą starachowicką". Do ponownego rozpoznania skierował sprawę składania fałszywych zeznań i zatajania prawdy w śledztwie dotyczącym "afery".
Jednak proces w sądzie rejonowym nie mógł się szybko rozpocząć, ponieważ kasację od wyroku uniewinniającego złożyła Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie i akta sprawy trafiły do Sądu Najwyższego. Ze względu na to, iż większość dowodów jest w materiałach niejawnych, nie można było sporządzić akt zastępczych. Sąd Najwyższy oddalił kasację jako bezzasadną.
Sprawa "przecieku" dotyczy wydarzeń z marca 2003 roku. Według ustaleń sądów w Kielcach i Krakowie, ówczesny wiceminister SWiA Zbigniew Sobotka uzyskał od gen. Kowalczyka informacje o tajnej akcji CBŚ przeciw starachowickim przestępcom. Przekazał je następnie posłowi SLD Henrykowi Długoszowi, a ten posłowi Andrzejowi Jagielle. Informacja o zamiarach policji dotarła do dwóch samorządowców starachowickich, a następnie do osoby podejrzewanej o kierowanie rozpracowywaną grupą przestępczą - Leszka S.
W 2005 roku w procesie dotyczącym wycieku tajnych informacji o planowanej policyjnej akcji zostali skazani byli posłowie Jagiełło i Długosz - odpowiednio na rok i półtora roku więzienia - oraz były wiceszef MSWiA Zbigniew Sobotka - na trzy i pół roku więzienia. Sobotkę w grudniu 2005 r. ułaskawił odchodzący prezydent Aleksander Kwaśniewski, który złagodził mu karę do roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Jagiełło w październiku 2006 roku, a Długosz we wrześniu 2007 roku - warunkowo opuścili więzienie przedterminowo po odbyciu połowy kary.