To on po raz pierwszy wprowadził Biało-Czerwonych do turnieju finałowego mistrzostw Europy. Jego praca w Polsce otwarła dekadę, w czasie której można było oglądać mecze reprezentacji Polski nie tylko bez wstydu, ale nawet z przyjemnością.
Leo Beenhakker zmarł 10 kwietnia w wieku 82 lat. Był jednym z najbardziej rozpoznawalnych holenderskich trenerów piłkarskich, a przecież w Holandii wybitnych trenerów nie brakowało nigdy. Benhakkr trenował w swojej karierze m.in. Real Madryt (trzy tytułu mistrza Hiszpanii), Ajax Amsterdam (dwa mistrzostwa), Feyenoord Rotterdam (jeden tytuł), a także reprezentacje Holandii, Belgii, Trynidadu i Tobago czy Arabii Saudyjskiej. Nad Wisłą jednak zapamiętamy go jako selekcjonera reprezentacji Polski, który jako pierwszy w historii wywalczył awans Biało-Czerwonych na mistrzostwa Europy.
O tamtych emocjach pisał w swoim komentarzu na naszych łamach Leszek Śliwa. Przypominamy dziś jego komentarz:
Kibice na trybunach Stadionu Śląskiego skandowali rytmicznie „Leo, Leo, Leo”. Brzmiało to jak hiszpańskie „olé” (brawo). Leo Beenhakker zbudował drużynę, która odniosła historyczny sukces. W przyszłym roku na stadionach Austrii i Szwajcarii zmierzy się z najlepszymi drużynami Europy.
Belgijskie męczarnie
O wszystkim zadecydował przedostatni mecz z Belgią w Chorzowie. Polska musiała wygrać. Gdyby padł remis, wszystko zależałoby od ostatniego spotkania z Serbią w Belgradzie. Polacy zaczęli bardzo nerwowo. W pierwszej połowie bardzo długo nie potrafili zagrozić bramce rywali. Nie zawodzili jednak kibice, którzy do ostatniego miejsca wypełnili trybuny Stadionu Śląskiego. Mimo że gra się nie układała, nie przestawali dopingować naszej drużyny. Tuż przed przerwą zostali nagrodzeni za cierpliwość. Euzebiusz Smolarek przechwycił zbyt słabe podanie belgijskiego obrońcy do bramkarza i z zimną krwią wykorzystał okazję. Po przerwie było lepiej. Druga bramka, zdobyta również przez Smolarka, padła po pięknej akcji naszego zespołu. Teraz możemy się zastanawiać, kogo wylosujemy w finałach Euro 2008.
Euro nieosiągalne
Brzmi to niewiarygodnie, ale nigdy wcześniej polscy piłkarze nie wywalczyli awansu do finałów mistrzostw Europy. W latach 70., gdy byliśmy światową potęgą (w mistrzostwach świata w 1974r. zajęliśmy trzecie miejsce, a piąte miejsce w 1978), do finałów mistrzostw kontynentu kwalifikowały się tylko cztery zespoły. Eliminacje były więc bardzo trudne i choć w pojedynczych meczach udawało nam się np. pokonać Holandię 4:1, zawsze ktoś nas wyprzedzał. W latach 80., gdy wciąż byliśmy dość silni (w mistrzostwach świata w 1982 trzecie miejsce i 1/8 finału w 1986), do finałów awansowało osiem zespołów. Też się nie udało. W latach 90. liczbę drużyn uczestniczących w finałach zwiększono, ale wtedy my byliśmy zbyt słabi, żeby wywalczyć awans.
Tajemnica sukcesu
Kiedy przegląda się skład naszej reprezentacji, trzeba przyznać, że brakuje w niej wielkich gwiazd, takich jakimi niegdyś byli Lubański, Deyna, Boniek... Nasze kluby nie liczą się na arenie międzynarodowej. Najlepsi piłkarze grają wprawdzie za granicą, ale w drużynach średniej klasy. Wielu reprezentantów Polski nie mieści się zresztą w podstawowych składach swych klubowych drużyn. Skąd zatem wziął się ten sukces? Leo Beenhakker przypomniał nam, że piłka nożna to gra zespołowa. Dobrał piłkarzy walecznych, którzy potrafią współpracować na boisku. Naszymi atutami były właśnie waleczność i zgranie, znakomity bramkarz i skuteczność strzelecka Smolarka. Dwa lata temu Janas, a sześć lat temu Engel też wywalczyli z reprezentacją Polski awans do mistrzostw świata. Występy w finałach były jednak wielkim rozczarowaniem. Czy tym razem będzie lepiej?