W trakcie „Draculi” Roszkowskiego, a tuż po „Dojrzewaniu” Grahama, miałem poczucie, że obaj reżyserzy opowiadają mi o tym samym lęku i tym samym zniewoleniu.
29.03.2025 23:09 GOSC.PL
O „Dojrzewaniu”, znakomitym brytyjskim miniserialu, powiedziano już niemal wszystko. To znaczy powiedziano wszystko na temat tego, czym „Dojrzewanie” jest oraz czego w tej historii brakuje. W portalu „Gościa” prof. Błażej Kmieciak zwrócił uwagę, że w żadnym z czterech odcinków nie pokazano, „co poszło nie tak” w rozwoju młodego zabójcy. „Nie wiemy, kiedy rodzice przestali zaglądać do pokoju syna, kiedy przestali się pytać, jakiej np. muzyki ostatnio słuchał” – wylicza prof. Kmieciak.
Widzimy urywek rzeczywistości. Moim zdaniem to akurat mocna strona tego obrazu. Zresztą słowo „obraz” lepiej zastąpić innym – „panorama”. Każdy z czterech, długich epizodów nakręcony został jednym, nieprzerwanym ujęciem. Ten arcytrudny dla autorów zabieg nie tylko podnosi walory artystyczne produkcji, ale też przenosi widza wprost w miejsce dramatycznych zdarzeń, i to w czasie rzeczywistym. Kamera nie robi cięć, napięcie rośnie aż do napisów końcowych. Teraźniejszość – w niej przecież istnieją oskarżony o zabójstwo 13-latek, jego rodzice i siostra, policjanci, koledzy, nauczyciele… Zarówno oni-bohaterowie, jak i my-widzowie mierzymy się każdego dnia z konsekwencjami czasu teraźniejszego. Serial Netflixa snuje więc i tę ważną refleksję – o czasie.
Po czteroodcinkowym wstrząsie przed ekranem, a następnie przewertowaniu masy poserialowych analiz i komentarzy, wychodzimy, niczym postaci z „Dojrzałości”, na ulice swojego miasta (być może mijając szkołę lub komendę policji) albo kręcimy się po własnym mieszkaniu z jednym pytaniem: Do czego tak na dobrą sprawę posłużyć może mi ten serial?
„Trudno dziwić się tym, których »Dojrzewanie« nie zaskakuje” – puentuje w swoim tekście Błażej Kmieciak. Poniekąd ma rację. Dorosły widz zdaje sobie sprawę, że zbyt bliski kontakt z ekranem komputera czy telefonu naraża dziecko na ten czy inny rodzaj cyberprzemocy, co może odbić się na psychice w potworny sposób. Nastolatek rzucający się w przepaść internetu ryzykuje bolesnym upadkiem, nawet jeśli w tym momencie fizycznie dzieli go od rodzica odległość ramienia. Bo mentalnie jest wówczas gdzieś w odległej galaktyce. To też już wiemy nie od dnia premiery serialu. Z resztą wielu rodziców łatwo odnajdzie się w serialowej scenie rozmowy policjanta z własnym synem, który uświadamia ojcu, że kolory serduszek, jakie wysyłamy znajomym, mają konkretne znaczenie i niekoniecznie są niewinne.
Wylać kubeł zimnej… lodowatej wody na głowy dorosłych – twórcom „Dojrzewania” udało się wywiązać z głównego zadania. Materiał w sprawie fikcyjnego Jamiego poruszył dziesiątki milionów (na ten moment) widzów, bez względu na kraj zamieszkania, wielkość miasta czy sytuację rodzinną. Co dalej? Nie każdy ma możliwość zmienić świat, w którym uczestniczy jego dziecko. Każdy może próbować się do niego – i świata, i dziecka – zbliżyć. Niekoniecznie patrząc przez pryzmat własnego dzieciństwa.
Kilka dni temu oglądałem najnowszy spektakl Jakuba Roszkowskiego w Teatrze Miejskim w Gliwicach. Przeniósł on na deski teatru klasykę gatunku grozy, słynne dzieło Brama Stokera. W trakcie „Draculi” Roszkowskiego, a tuż po „Dojrzewaniu” Grahama, miałem poczucie, że obaj reżyserzy opowiadają mi o tym samym lęku i tym samym zniewoleniu. Przypomnijmy, że opowieść z końcówki XIX wieku przedstawia tajemniczą postać hrabiego, który opuszcza swój zamek i przybywa do Anglii, gdzie wypatruje młodych, nieświadomych narastającego zagrożenia osób. Wampir Drakula jako metafora tego, co w rzeczywistości wirtualnej najbardziej niebezpieczne? Czemu nie. Czarujący dworskimi manierami arystokrata, który umiejętnie ukrywa swoje uczucia, a właściwie ich brak, by w końcu osaczyć bezbronną jednostkę, zasiać niepokój i powoli odbierać życie, wydaje się trafnym uosobieniem ciemnej strony social mediów.
„Nie rozumiem, co się dzieje z Lucy. Jada przecież i sypia dobrze, przebywa sporo na świeżym powietrzu, lecz cały czas bledną jej rumieńce na twarzy i męczy się i słabnie coraz bardziej” – te słowa notuje w dzienniku Mina, przyjaciółka młodej ofiary wampira. Tekst z czasów wiktoriańskich brzmi mocno, współcześnie. Efekt ten spotęgowała w gra aktorów, którzy na scenie w Gliwicach mówili wprost do widowni, ale również do kamery, jak podczas transmisji live. Wreszcie, w sztuce obudził się drugi potwór – lęk, którego doświadczali bliscy ofiar. Czy znajdzie się ktoś, kto zdoła pokonać upiora?
Piotr Sacha
Dziennikarz, sekretarz redakcji internetowej „Gościa Niedzielnego”. Jest absolwentem socjologii na Uniwersytecie Śląskim oraz dziennikarskich studiów podyplomowych w Wyższej Szkole Europejskiej w Krakowie. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Wieloletni redaktor „Małego Gościa Niedzielnego”. Autor licznych artykułów dotyczących kultury oraz tematyki społecznej, a także książki dla dzieci „Mati i wielkie fałszerstwo”. Z pasją wędruje stronami literatury współczesnej i po ścieżkach muzyki. Ostatnio – wraz z prof. Jackiem Wojtysiakiem – opublikował książkę „Bóg na logikę. Rozmowy o wierze w zasięgu rozumu”.