Trump: Musimy mieć Grenlandię, bez niej nie możemy być bezpieczni

Dania musi pozwolić nam przejąć Grenlandię, bez niej nie możemy mieć ani bezpieczeństwa narodowego, ani międzynarodowego - powiedział w środę prezydent USA Donald Trump. Odniósł się do piątkowej wizyty wiceprezydenta J.D. Vance'a na wyspie.

27.03.2025 06:33 PAP

dodane 27.03.2025 06:33

"Potrzebujemy Grenlandii i świat potrzebuje żebyśmy mieli Grenlandię, w tym Dania. Dania musi nam pozwolić przejąć Grenlandię. Zobaczymy, co się stanie" - powiedział Trump podczas ceremonii ogłaszania ceł na zagraniczne samochody.

"Jeśli spojrzycie na statki wokół Grenlandii: z Chin, Rosji (...) jeśli nas tam nie będzie, nie możemy mieć bezpieczeństwa narodowego ani międzynarodowego" - dodał.

Trump odpowiedział w ten sposób m.in. na pytania o planowaną na piątek wizytę wiceprezydenta USA J.D. Vance'a na wyspie. Vance wraz z żoną odwiedzi bazę sił kosmicznych, by - jak zapowiadał - "sprawdzić, co się dzieje z bezpieczeństwem na Grenlandii". Jednocześnie w obliczu sprzeciwu lokalnych i duńskich władz odwołano wizytę szerszej delegacji pod przewodnictwem drugiej damy, której celem miało być zwiedzenie obiektów dziedzictwa i obejrzenie corocznego wyścigu psich zaprzęgów.

We wcześniejszym środowym wywiadzie z prawicowym publicystą Vincem Cogliano, Trump stwierdził, że misją Vance'a będzie przekazanie Grenlandczykom, iż Ameryka "potrzebuje wyspy" i że "musi ją mieć".

Odpowiadając na pytania w Gabinecie Owalnym Trump po raz kolejny bronił też swojego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Micheala Waltza w związku z organizacją i omyłkowym zaproszeniem dziennikarza "The Atlantic" do grupowego czatu na temat planowania

Trump stwierdził, że Waltz "wziął na siebie odpowiedzialność" za wpadkę, lecz określił, że afera, jaka wybuchła w wyniku ujawnienia dyskusji, jest "polowaniem na czarownice". Bronił też szefa Pentagonu Pete'a Hegsetha, który zamieścił na czacie szczegółowy plan uderzenia w Jemenie.

"Hegseth wykonuje świetną robotę, on nie miał z tym nic wspólnego" - powiedział.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński

Od redakcji Wiara.pl

Jak coś takiego nazwać?

***

Będąca celem piątkowej wizyty wiceprezydenta USA J.D. Vance'a i jego żony Ushy wojskowa baza kosmiczna Pituffik to jedyny skrawek amerykańskiej ziemi na podlegającej Danii Grenlandii.

Obiekt powstał w 1952 roku w północno-zachodniej części wyspy nad Morzem Baffina na mocy duńsko-amerykańskiej umowy obronnej jako lotnisko dla sił powietrznych pod nazwą Thule. W następnych latach rolą bazy, wyposażonej w setki anten i radar, był monitoring ewentualnego ataku rakietowego przez Biegun Północny, na przykład z Rosji lub Chin. Ta odległość jest znacznie krótsza niż przez Europę i Atlantyk.

W okresie zimnej wojny w Thule stacjonowało nawet 10 tys. żołnierzy USA, wówczas było to największe ludzkie skupisko na wyspie. Obecnie, według gazety "New York Times", na miejscu służbę pełni 150 amerykańskich wojskowych oraz duński oficer łącznikowy, odpowiedzialny za współpracę z władzami Danii i Grenlandii. Pozostałych kilkaset osób - to personel cywilny, odpowiedzialny za świadczenie usług.

Położona na odludziu osada posiada własne restaurację, sklep z amerykańską żywnością, kaplicę oraz szpital. Dostępne rozrywki - to kino, siłownia oraz muzeum.

Baza w 2023 roku zmieniła nazwę na Pituffik, a na ceremonię przybyli wysocy rangą amerykańscy wojskowi oraz władze Grenlanii i Danii. Decyzją ministerstwa (departamentu) obrony USA przekształcono funkcję obiektu z lotniczego na kosmiczny (siły kosmiczne). Ich rolą jest analiza przestrzeni kosmicznej oraz ostrzeganie przed rakietami batalistycznymi.

Zmiana nazwy na Pituffik, od równiny na której położona jest baza, była ukłonem Amerykanów w stronę rdzennej ludności Grenlandii, Inuitów. Duńskie władze w 1953 roku w związku z powstaniem bazy przesiedliły w ciągu czterech dni 50 miejscowych rodzin. Był to teren służący im od pokoleń do łowiectwa i połowów. Przez lata wysiedleni i ich potomkowie walczyli w sądzie o odszkodowanie od państwa duńskiego. W 2003 roku Sąd Najwyższy przyznał im rację i nakazał wypłatę zadośćuczynienia, choć w znacznie mniejszej kwocie niż żądali. Nie spełniono natomiast życzenia powrotu na miejsce.

W Danii amerykańska baza była elementem debaty społecznej na temat możliwości przechowywania na jej terenie przez Amerykanów broni jądrowej poza duńską jurysdykcją. Odtajnione w latach 90. dokumenty potwierdziły, że w latach 1959-65 magazynowano w Thule co najmniej 48 głowic jądrowych za cichym przyzwoleniem rządu w Kopenhadze.

W 1968 roku po katastrofie w pobliżu bazy amerykańskiego bombowca B-52 z czterema bombami termojądrowymi władze USA i Danii podpisały aneks do umowy obronnej. Uzgodniono zakaz składowania broni jądrowej na Grenlandii i przelotów uzbrojonych w nią samolotów. Bomby z rozbitego samolotu ostatecznie nie eksplodowały, ale na skutek ich uszkodzenia doszło do skażenia plutonem.

W bazie Pituffik na Grenlandii wizytę złoży wiceprezydent J.D. Vance, któremu towarzyszyć ma żona Usha. Jednocześnie odwołano zapowiadaną wcześniej wizytę delegacji USA pod przewodnictwem drugiej damy. W skład delegacji miał wejść m.in. minister energii Chris Wright i doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz. Oficjalnym celem odwołanej wizyty miało być zwiedzenie obiektów związanych z dziedzictwem Grenlandii oraz obejrzenie corocznego wyścigu psich zaprzęgów w miasteczku Sisimut.

Amerykańska delegacja nie została formalnie zaproszona na wyspę. Odchodzący premier Grenlandii Mute B. Egede uznał wizytę za agresywną i prowokacyjną. Polityk przekonywał, że grenlandzcy politycy zajęci są rozmowami o utworzeniu nowego rządu. Natomiast mieszkańcy Sisimiut zapowiadali antyamerykańskie demonstracje.

Krytycznie o wizycie amerykańskiej delegacji wypowiedziała się również premier Danii Mette Frederiksen, mówiąc w tym kontekście o "niedopuszczalnej presji".

Prezydent USA Donald Trump, który kilkakrotnie wyraził chęć przejęcia wyspy, zarzuca duńskim władzom zaniedbywanie spraw obronności wyspy.

 

1 / 1