Gdyby walczyła o zachowanie jakiegoś storczyka albo rzadkiego motyla, media zabijałyby się o wywiad z nią.
09.08.2011 18:53 GOSC.PL
Bardzo mnie wzrusza ten filmik z aresztowania Lindy Gibbons, który zamieścił gosc.pl (tutaj). Sześciu policjantów, w tym szeryf i jego zastępca, otaczają 69-letnią kobietę. Zakuwają starszą panią w kajdanki. Za co? Za spacerowanie przed kliniką aborcyjną z plakatem, na którym widać niemowlę i napis: „Dlaczego mamusiu? Przecież mogę dać tyle miłości”. Wolność słowa widać też ma swoje granice. Owszem, można bluzgać wulgarnym słownictwem nawet w telewizji, można urządzać artystyczne instalacje z genitaliami rozpiętymi na krzyżu. Ale narysowane dziecko z napisem „Dlaczego mamusiu?”, to już za wiele.
Linda Gibbons złamała obowiązujące w kanadyjskiej prowincji Ontario od 1994 roku prawo, zakazujące obrońcom życia działalności pod klinikami aborcyjnymi (nie mogą się do nich zbliżać na odległość mniejszą niż 60 stóp). Być może zaraz odezwą się ci z Czytelników, którzy będą uzasadniać, że staruszkę niestety trzeba było aresztować, bo złamała prawo, a szacunek dla prawa to podstawa naszej cywilizacji. Ale ja mam gdzieś szacunek dla takiego prawa, które jest jaskrawo niezgodne z prawem naturalnym. Uważam, że nasza cywilizacja musi być już w fazie schyłkowej, skoro pozwala na takie rzeczy. I skoro regularne zamykanie pani Gibbons w więzieniu za to, że w nieagresywny sposób broni życia małych ludzi, nie obchodzi na świecie prawie nikogo. Bo jakoś nie zauważyłem, żeby tym filmikiem zainteresowała się jakaś telewizja albo największe portale informacyjne. Mimo, że to temat dla dziennikarzy wprost wymarzony: oto jest gdzieś w świecie Zachodu kobieta, która spędza 8 lat w więzieniach za wierność przekonaniom.
Niestety, widać te przekonania wydają się ludziom z wyższych sfer zbyt obciachowe. Gdyby walczyła o zachowanie jakiegoś storczyka, albo rzadkiego motyla, telewizje zabijałyby się o wywiad z nią. Nie, nie jestem przeciw ochronie motylków, ona też jest potrzebna. Ale czy wojujący ekolodzy nie zauważają, że pani Gibbons walczy o sprawę miliardy razy ważniejszą od ginących motyli?
Ilekroć panią Gibbons wypuszczano z więzienia, znów brała planszę z wizerunkiem niemowlęcia i szła przed klinikę aborcyjną. Modliła się tam w ciszy, spacerując. W sądzie nigdy nie broniła się, tylko też po cichu się modliła. A przecież mogłaby siedzieć jak wszyscy w domu i pomagać w wychowaniu wnuków. Ma troje dorosłych dzieci, kilkoro wnuków i prawnuka, który urodził się, kiedy siedziała. W więzieniach spędziła też dwa razy święta Bożego Narodzenia. Znajduje w sobie motywację, bo w młodości zabiła przez aborcję własne drugie dziecko. I bardzo tego żałuje. Czasem kobiety wchodzące do kliniki zaczynają z nią rozmawiać, a potem rezygnują z aborcji. Wiadomo o około stu dzieciach ocalonych przez tę niepozorną staruszkę.
W Polsce póki co tylko jeden Polak siedział w więzieniu za mówienie, że prawo pozwalające na aborcję jest zbrodnicze – paulin Krzysztof Kotnis w 1966 roku. Co nie znaczy, że dzisiaj Polacy nie są za to nękani i straszeni więzieniem lub karami finansowymi. Od przeszło dwóch lat toczy się np. proces karny przeciw Joannie Najfeld, dziewczynie, która w obronie życia efektownie przegadywała w mediach zwolenników aborcji. Znane feministki jej za to nie cierpią (i chyba też za to, że jest od nich ładniejsza). Została więc pozwana za wypowiedziane w telewizyjnej dyskusji zdanie, że Wanda Nowicka – szefowa promującej aborcję organizacji Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny – jest na liście płac przemysłu aborcyjnego. Nie wiedzieć czemu rozprawy Joanny Najfeld są utajnione, jakby Federacja bała się ujawnić opinii publicznej źródeł finansowania swojej działalności. Joanna ciągle stawia się w sądzie, w przeciwieństwie do swojej oskarżycielki.
Najbliższa rozprawa odbędzie się 12. września 2011 roku. Będzie to już 16. posiedzenie sądu w tej sprawie. Z powodu utajnienia procesu publiczność nie może nawet wejść na rozprawę, żeby wesprzeć Joannę. Można ją za to bez przeszkód wspierać modlitwą. I innymi gestami solidarności (tu jest jej strona: www.mamproces.pl).
Wierzę, że nie jesteśmy skazani na powtórzenie drogi Kanady „do postępu”. Już samo otwarte wyrażanie opinii, że jesteśmy przeciw aborcji, pośrednio wpływa na lepszą atmosferę w kraju. I może się przyczyniać do tego, że obrońców życia, którzy ośmielają się działać publicznie, trudniej będzie pozamykać. Jasne, dyskusja w obronie życia nieraz wymaga odwagi przeciwstawiania się środowisku. Ale umówmy się, odwagi mniejszej, niż ta, którą ma Linda Gibbons.
Przemysław Kucharczak