Zanim trzasną drzwiami na odchodne. O odchodzących z Kościoła

W dziewiątym odcinku cyklu "Kościół ostatnich ławek" zastanawiamy się nad tym, dlaczego ludzie odchodzą z Kościoła, dzielimy się ich bólem i rozczarowaniem, mówimy także o tym, jak wspierać rodziców młodych apostatów i dlaczego każda apostazja jest wezwaniem do rachunku sumienia dla wspólnoty Kościoła. – W moim doświadczeniu Kościoła apostaci wciąż są w nim obecni – mówi o. Tomasz Franc OP, psycholog i terapeuta.

Magdalena Dobrzyniak: Dlaczego w kościelnych ostatnich ławkach szukamy apostatów? Przecież ich tam nie powinno być?

o. Tomasz Franc OP: Prawdopodobnie nie ma ich tam fizycznie, ale apostazja jest bardzo dziwnym stanem ducha. Z jednej strony to radykalny sprzeciw wobec Kościoła, tego widzialnego, który obserwuje apostata i w którym uczestniczy. Akt zerwania więzi z Kościołem dotyczy tego, jak on go widzi, jak go sobie wyobraża, jak go przeżywa i poznaje na co dzień. Z drugiej strony jest to stan, który wcale nie zrywa definitywnie łączności z Kościołem, bo skutkiem przyjętego chrztu jest nierozerwalność tej duchowej więzi. Chrzest, nawet jeśli przyjęty w czasie niemowlęctwa, kiedy nie możemy podjąć świadomej decyzji, jest znakiem naszej przynależności do Chrystusa w Kościele. To znak niezaprzeczalny, niezmywalny. Szukanie apostatów w naszych ostatnich ławkach ma więc swoje uzasadnienie. Myślę zresztą, że wielu z nich, po burzliwym i trudnym momencie odejścia z Kościoła, stoi gdzieś tam za filarem i stamtąd obserwują życie wspólnoty, czasem z tęsknotą, czasem po to, by zweryfikować, czy ich dawne doświadczenia nadal są aktualne.

Mówisz o tym, że oni są nadal w Kościele. Dla tych najbardziej zdecydowanych to nie jest dobra wiadomość. Chcieliby tę więź zerwać ostatecznie i nieodwołalnie, a tu słyszą, że to właściwie niemożliwe.

Muszę ich rozczarować, bo nie można zaprzeczyć mocy sakramentu. Myślę jednak, że im więcej jest chęci zaprzeczenia, przeżywania emocji z tym związanych, tym więcej jest – i mam świadomość, że pewnie narażam się apostatom - jakiejś ukrytej miłości, pasji. Tam, gdzie jest namiętność czy agresja, często jest też bardzo silne zaprzeczenie wartości pod nimi ukrytych, takich, które mogę nawet nienawidzić, ale wobec których trudno mi przejść obojętnie. Jeśli ktoś robi to w sposób ostentacyjny, dla dodania sobie siły, by odejść albo żeby potwierdzić to odejście, to prawdopodobnie czuje, że te więzi mimo wszystko istnieją. Sprzeciw, atak, agresja jest postawą wobec kogoś czy czegoś, co identyfikuję jako coś ważnego w moim życiu, od czego jednak z jakichś powodów chcę się odciąć, nabywając nową tożsamość. Ta „namiętność” apostaty, związana z jego chęcią wykrzyczenia wprost swojej złości czy sprzeciwu, jest też aktem – choć oni z całą pewnością tak tego nie nazwą - wrażliwości na Kościół.

ZOBACZ wszystkie odcinki naszego cyklu

Podczas rozmowy o zgorszeniach mówiłeś, że lepiej być zgorszonym niż obojętnym. To samo można powiedzieć o apostazji? Lepiej być apostatą niż obojętnym?


Lepiej być kimś, kto mówi wprost o tym, czego nie chce, niż kimś, kto przez swoją obojętność staje się apostatą nieformalnym. Skutki formalne są bardziej tragiczne dla tego, który dokonuje realnego aktu apostazji i oficjalnie występuje z Kościoła, bo automatycznie zaciąga ekskomunikę. Jednak skutki duchowe nierzadko są bardziej tragiczne dla owych „cichych” apostatów – ludzi obojętnych, którzy przez wzgardę, bierność, tumiwisizm nabywają dystansu podszytego niechęcią do wspólnoty Kościoła. Są to postawy fundowane na rozgoryczeniu, braku energii, na czymś, z czego trudno nawet skorzystać, bo przecież apostata widzi jakąś wartość swojego czynu. Kieruje nim jakaś energia, wewnętrzne, emocjonalne, duchowe przeżycie. Nawet więc jeśli ta decyzja jest błędna, to wymaga szacunku, bo płynie z potrzeby opowiedzenia się po jakiejś stronie. A obojętność jest wyrazem chyba najgorszej, obok cynizmu, formy unieważnienia drugiej strony. To o wiele bardziej tragiczna sytuacja.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Magdalena  Dobrzyniak Magdalena Dobrzyniak Dziennikarka, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Absolwentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim i podyplomowych studiów edytorskich na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. W mediach katolickich pracuje od 1997 roku. Wykładała dziennikarstwo na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Autorka książek „Nie mój Kościół” (z bp. Damianem Muskusem OFM) oraz „Bezbronni dorośli w Kościele” (z o. Tomaszem Francem OP).