„Rzeczpospolita” donosi, że w Niemczech powstał portal, na którym można oceniać pracę duszpasterzy z dwóch największych chrześcijańskich Kościołów w kraju.
08.08.2011 14:00 GOSC.PL
Internauci ocenili już ponad 8 tysięcy księży i pastorów. Internetowa brać wystawiła cenzurkę Janowi Pawłowi II i Benedyktowi XVI, a także byłej przewodniczącej Kościoła ewangelickiego biskup Margot Kässmann.
No i rozpętała się dyskusja. Komentarze na temat strony: od przysłowiowego "Sasa, do lasa". Rzecznik niemieckiego episkopatu Matthias Kopp zastrzega, że Kościół katolicki w Niemczech nie ma ze stroną nic wspólnego, ale wie, że taki serwis istnieje. Prof. teologii Rainer Kampling twierdzi, że taki serwis to kompletna błazenada i tak czy inaczej nie przyniesie żadnych sensownych informacji na temat stanu duchowieństwa w Niemczech.
Z kolei rzecznik niemieckich ewangelików sądzi, że dzięki anonimowości ocen użytkownicy serwisu mogą podzielić się szczerymi opiniami na temat duchownych.
Z tą szczerością internautów akurat od czasu do czasu mam kontakt i nie zawsze wychodzi mi to na zdrowie. Szczególnie, kiedy wcześnie rano trzeba przejrzeć stos komentarzy. A w nich część użytkowników z bezgraniczną szczerością dzieli się swoimi opiniami na temat stanu polskiego państwa, Kościoła, albo takiego czy innego księdza lub polityka. Niech w sferze domysłów pozostanie, jak twórcze są niektóre komentarze.
Plebiscyt - fajna rzecz. Co roku wybieramy np. ulubionego sportowca, ulubionych aktorów, reżyserów i tak dalej. Dlaczego mamy nie zrobić sobie frajdy i nie wybrać ulubionego duchownego? Zabroni nam kto?
Ano nikt nie zabroni, ale jednak media - zwłaszcza internet - rządzą się swoimi prawami. Strach pomyśleć, co by było, gdyby na przykład z takiego plebiscytu wyszło, że najpopularniejszym i najbardziej lubianym księdzem w Polsce jest jeden taki, który de facto posługi kapłańskiej w Kościele katolickim nie pełni.
W internecie swoboda wypowiedzi jest ogromna. Sieć skraca dystans między ludźmi, pozwala na dotarcie do wielu, z którymi normalnie nie udałoby się nawiązać kontaktu. Ale czy ktoś odważyłby się podjąć ważną życiową decyzję na podstawie rad z internetowego forum? Różne rzeczy się zdarzają, ale to nie znaczy, że są warte naśladowania.
Jan Drzymała