Tyle z życia masz, ile dasz

Teraz dobrze się klikają trzeźwe, realistyczne sądy. Liczymy, co się opłaca, ile  z tego mamy, czy komuś za bardzo nie pomogliśmy.

Szybko poszło. Wystarczyło kilka tygodni panowania Donalda Trumpa, by legion publicystów prasowych i komentatorów społecznościowych zapisał się do obozu politycznych realistów. Dotąd wyznawcy tezy, że w polityce liczy się tylko siła, militarna lub ekonomiczna, a kto nie ma odpowiednich kart w ręku, może być jedynie daniem na stole wielkich mocarstw, byli w zdecydowanej mniejszości. Sama zasada tak pojmowanego realizmu w polityce oznacza bowiem lekceważenie tego, co było zawsze istotą polskiego losu: wyzwania rzuconego przez słabszych silniejszym, którzy chcą dzielić świat między siebie. Owszem, spieramy się od pokoleń o sens powstań narodowych, które nie miały z pozycji realistów żadnego sensu, ale pozwoliły zachować tożsamość, a w konsekwencji miejsce na geopolitycznej mapie świata. Siła bezsilnej pozornie Solidarności przyspieszyła upadek żelaznej kurtyny. Możemy się o to wszystko (jak zawsze) spierać, ale odrzucenie prymatu dobra nad złem, prawa nad siłą, kategorii moralności i etyki w relacjach między państwami to nie jest nasza opowieść o polityce. I nie tylko o polityce.

Szybko poszło, bo narracjami także rządzą mody (i algorytmy). Teraz dobrze się klikają trzeźwe, realistyczne sądy. Liczymy, co się opłaca, ile z tego mamy, czy komuś za bardzo nie pomogliśmy. To są aktualnie obowiązujące kryteria ocen. Podejście transakcyjne z relacji między państwami łatwo przenosi się na relacje między wspólnotami czy jednostkami. Kto nadstawia karku, jest frajerem. Podobnie jak ten, co pożycza bez gwarancji zwrotu. Robi się jakoś tak… mało ewangelicznie. I nie po polsku.

Kiedy przed laty zespół Pustki śpiewał w popularnej piosence: „tyle z życia masz, ile dasz”, wszyscy odbierali to jako maksymę głęboko osadzoną w naszej chrześcijańskiej mentalności. Dziś ten refren może zostać uznany za dziwny, naiwny albo wręcz prowokacyjny. Jak film rzucony w sieć przez Klub Jagielloński, na którym wygenerowani z pomocą AI kandydaci na prezydenta jako swój program wyborczy recytują postulaty z ABC Społecznej Krucjaty Miłości, czyli programu przedstawionego w 1967 roku przez kardynała Stefana Wyszyńskiego na Wielki Post. No, ale bez prowokacji to już się chyba z realistami nie poradzi.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Piotr Legutko Piotr Legutko dziennikarz, publicysta, wykładowca, absolwent filologii polskiej UJ. Kierował redakcjami „Czasu Krakowskiego”, „Dziennika Polskiego”, „Nowego Państwa” i „Rzeczy Wspólnych”, a także krakowskim oddziałem TVP i kanałem TVP Historia. Z „Gościem Niedzielnym” związany od początku XXI wieku. Opublikował m.in. „O dorastaniu czyli kod buntu”, „Jad medialny”, „Sztuka debaty”, „Jedyne takie muzeum”, książkowe wywiady z Janem Polkowskim i prof. Andrzejem Nowakiem oraz „Mity IV władzy” i „Gra w media” (wspólnie z Dobrosławem Rodziewiczem). Wykładowca UP JP II oraz Akademii Ignatianum.