Siedziałem kiedyś z przyjaciółmi przy stoliku w Jerozolimie. Towarzyszący nam zakonnik spojrzał na trzymaną w ręku butelkę z napisami w języku hebrajskim na etykiecie. „To jest naprawdę naród wybrany. Oni nawet piwo mają lepsze” – rzucił.
Byłem wtedy w Izraelu po raz pierwszy. Duchowny, który zabrał nas z lotniska w Tel Awiwie do Betlejem, prowadząc busa, rzucał od niechcenia: „Tam jest grób Samuela”, „Zaraz będzie grób Racheli”, a we mnie wszystko trzęsło się z emocji, że na własne oczy oglądam miejsca i obiekty, o których czytałem w Biblii. Łapczywie rozglądając się we wszystkie strony, zauważyłem stojące w różnych miejscach niedaleko drogi zakonserwowane minią wraki pojazdów. „To pamiątka po wojnie o niepodległość” – wyjaśnił kierowca.
Jakoś te pojazdy wojskowe, rozbite w walkach w 1948 roku, zeszły mi się w wyobraźni z całością dziejów Izraela.
Ależ ci ludzie mają historię. Gdy na terenie Polski powstawały pierwsze teksty pisane, i to po łacinie, oni – tułając się po świecie – znali na pamięć dzieje narodu, sięgające tysięcy lat wstecz, zawarte w świętych księgach. To musiało wpłynąć na ich świadomość – i wpływa do dzisiaj.
Myślę, że ludzie ci noszą w sobie jakiś szczególny pierwiastek, który pozwolił im zachować wyrazistą tożsamość przez tysiąclecia, i to nieraz w skrajnie niesprzyjających warunkach. A jest to tożsamość w znacznym stopniu ukształtowana przez objawiającego się im Boga. To w nich jakoś trwa, nawet jeśli znaczna część narodu nie wierzy dziś w Tego, który ich wybrał.
Pozostało we mnie wspomnienie silnych przeżyć na widok wyznawców judaizmu, którzy pod Ścianą Płaczu autentycznie płakali. Wielu przybyło chyba z bardzo daleka. Chłonęli teraz całymi sobą to wszystko, co ich z tym miejscem wiązało. Ileż to pokoleń ich przodków w diasporze powtarzało „za rok w Jerozolimie”, a przecież nie było im to dane ani za rok, ani za sto lat, a dla wielu nawet i za tysiąc lat. Ten moment jednak nadszedł, choć wydawało się to niemożliwe. I naraz Żydzi, przez dwa tysiąclecia pozbawieni własnego państwa, potrafili obronić wytęskniony skrawek ziemi przed atakującymi zewsząd sąsiadami, poszerzyć posiadany obszar i okrzepnąć. Gdy przyszło kolejne starcie, pokonali napastników w wojnie sześciodniowej, którą historycy okrzyknęli najszybszym blitzkriegiem w dziejach świata. Żydzi okazali się wojownikami, jak ich przodkowie z czasów biblijnych. Zwiększyli stan posiadania, zdobyli broń atomową i stali się lokalnym mocarstwem na Bliskim Wschodzie. Z pustynnego w znacznej mierze kraju potrafią wycisnąć „mleko i miód” na skalę eksportową. Pod ich rządami dokonał się tam wielki skok cywilizacyjny, a czymś zupełnie wyjątkowym jest odrodzenie martwego od dawna języka hebrajskiego, który dziś jest językiem urzędowym Izraela.
Żydzi mają oczywiście nie tylko zalety. Ich historia to nie tylko dzieje ponoszenia cierpień, ale też zadawania ich innym. Widać to także dzisiaj, gdy w reakcji na bandycki atak Hamasu przekroczyli wszelką miarę, rozszerzając odwet kosztem wszystkich Palestyńczyków w Strefie Gazy. Ich polityka, zarówno krajowa, jak i międzynarodowa, może budzić uzasadnione sprzeciwy – ale przecież nigdy nie było inaczej. Naród wybrany bywał wielokrotnie niewierny, skłonny do zdrad i zapominania wielkich dzieł Bożych. Poważne uwagi miał do nich sam Bóg, napominając ich przez proroków, i dopuszczając, dla ich opamiętania, niepowodzenia i klęski. Nigdy ich jednak nie opuścił i mimo wszystko zrealizował swój plan. Spełnił obietnicę, jak to Bóg, nieskończenie lepiej, niż się ludzie spodziewali, bo zesłany Mesjasz okazał się Synem Bożym i Zbawicielem całego świata.
Owszem, Żydzi jako odrębna społeczność nie rozpoznali Mesjasza, ale to nie znaczy, że nie rozpoznaje ich Stwórca.
Wciąż toczą się dyskusje, czy Żydzi są w dalszym ciągu narodem wybranym. Ale przecież mówi św. Paweł, że „dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne” (Rz 11,29).
Historia zbawienia jeszcze trwa i lud Izraela być może nie powiedział ostatniego słowa. Tym bardziej że, jak słychać, prawdziwy Mesjasz objawia się jego członkom.
Franciszek Kucharczak
Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.