Parę lat temu przeglądałem z dziećmi swoje zdjęcia z Jerozolimy. „O! To tam, gdzie mieszkaliśmy!” – wykrzyknęła nagle córka, która nigdy jeszcze w Izraelu nie była. Rozbawiony tłumaczyłem, że przy najbardziej bujnej wyobraźni architektura ani Starego Miasta, ani Me’a She’arim, jednej z najstarszych dzielnic w Jerozolimie, zamieszkałej przez ortodoksyjnych Żydów, nie przypomina naszego blokowiska z dawnego osiedla.
Córka jeszcze przez chwilę upierała się przy swoim, że ona „skądś” to miejsce jednak zna. Nagle uświadomiłem sobie, że w tym zabawnym na pierwszy rzut ucha skojarzeniu jest zawarta, oczywiście nieświadomie, czysta prawda: każdy z nas pochodzi z Jerozolimy. „O Syjonie zaś będzie się mówić: »Każdy na nim się narodził«” – czytamy w Psalmie 87 (5a). Zanim pojechałem tam po raz pierwszy, od wielu osób słyszałem, że na miejscu czuły się jak w domu. Nawet jeśli nigdy wcześniej fizycznie nie były w Ziemi Świętej – po przyjeździe miały poczucie, jakby wróciły do siebie. I nie jest to żadna przenośnia, pielgrzymkowe wzruszenie czy tani sentymentalizm, tylko coś przeszywającego do głębi. Gdy sam po raz pierwszy przekroczyłem mury Jerozolimy, miałem dokładnie to samo silne odczucie: jestem u siebie, w domu. Oczywiście można to zbyć ironicznym uśmieszkiem, ale nie ma wątpliwości, że to przekonanie ma umocowanie w Biblii. Z „syndromu jerozolimskiego” w takim duchowym znaczeniu nie trzeba się leczyć. Przeciwnie, warto go stale pogłębiać.
To jeden z powodów, dla których nowy numer „Historii Kościoła” poświęcamy relacjom żydowsko-chrześcijańskim. Nie tylko o pogłębianie wiedzy jednak tu chodzi. W przypadku chrześcijan chodzi o tożsamość, w jej najgłębszym rozumieniu. I o uznanie, że chrześcijanie w ciągu wieków tak mocno odcięli się od żydowskiego korzenia, że stało się to nie tylko źródłem teologicznych błędów (jak teologia zastępstwa), ale też „podstawą” dla licznych aktów niesprawiedliwości, przemocy i zbrodni. Miał tego świadomość Jan Paweł I, którego pontyfikat trwał ledwo miesiąc. Zdążył jednak podzielić się marzeniem, by co roku w Wielki Piątek papież i biskupi całego świata powtarzali „akt skruchy, pokory, naprawy, pokoju i miłości” wobec narodu wybranego. Bo dopiero wstrząs, jaki wywołała Zagłada Żydów dokonana przez nazistowskie Niemcy, sprawił, że coś w Kościele pękło (rozmowa z prof. Janem Grosfeldem, s. 62-69) i zaczął się – trudny, bolesny, ale zbawienny – proces… no właśnie, jak go dokładnie nazwać: pojednania? powrotu do korzeni? lepszego rozumienia tego, kim jesteśmy jako chrześcijanie? A może raczej kim nie jesteśmy przez to, że wieki temu doszło do „wielkiego rozwodu” Synagogi i Kościoła? (tekst ks. prof. Stanisława Adamiaka, s. 8-15).
Jan Paweł II powiedział, że „religia żydowska nie jest dla naszej religii rzeczywistością zewnętrzną, lecz czymś wewnętrznym”. Benedykt XVI nazwał zaś Żydów naszymi „ojcami w wierze”. Innymi słowy: relacje chrześcijańsko-żydowskie to nie żaden „dialog międzyreligijny” – to sprawa rodzinna. A jeśli rodzinna, to do końca świata Żydzi muszą pozostać w centrum zainteresowania chrześcijan. To jest podstawa, na której można budować tożsamość i jedność Kościoła. Nie bez powodu watykańska Komisja ds. Kontaktów Religijnych z Judaizmem jest usytuowana w Radzie ds. Popierania Jedności Chrześcijan. Kryje się w tym intuicja, że najlepszą drogą do jedności Kościoła jest spotkanie wokół żydowskich korzeni. Niech ten numer HK będzie zaproszeniem do takiego spotkania. Nie próbą przekonywania, ale właśnie spotkania. Ono czasem prowadzi do dyskusji, ale częściej otwiera drogę do pojednania.
Jacek Dziedzina
Zastępca redaktora naczelnego, w „Gościu” od 2006 roku, specjalizuje się w sprawach międzynarodowych oraz tematyce związanej z nową ewangelizacją i życiem Kościoła w świecie; w redakcji odpowiada m.in. za kierunek rozwoju portalu tygodnika i magazyn "Historia Kościoła"; laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka; ukończył socjologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie, prowadził również własną działalność wydawniczą.