Trwa spotkanie członków komisji kierowanej przez szefa MSWiA Jerzego Millera z przedstawicielami wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Dotyczy ono opublikowanego w piątek raportu komisji ws. przyczyn katastrofy smoleńskiej.
Jak powiedziała PAP rzeczniczka MSWiA Małgorzata Woźniak spotkanie odbywa się w dowództwie sił powietrznych, rozpoczęło się po godzinie 10 i potrwa tak długo, jak to będzie konieczne.
Wcześniej w TVP1 Miller powiedział, że komisja liczy na dyskusję dotyczącą opublikowanego w piątek raportu ws. przyczyn katastrofy smoleńskiej. "Dowództwu Sił Powietrznych jest komisja winna wyjaśnienie wszystkich przesłanek, które brała pod uwagę, przy ferowaniu takiej, a nie innej ekspertyzy" - powiedział Miller. Chodzi m.in. o braki w szkoleniu wojskowych pilotów przewożących najważniejsze osoby w państwie.
"A ponieważ jest to grono samych specjalistów, więc przypuszczam, że to spotkanie nie będzie tylko i wyłącznie monologiem, ale będzie dyskusją na temat tego, czy komisja wszystkie elementy wzięła pod uwagę i czy komisja w swoich ustaleniach nie wyszła poza obszar, który z całą pieczołowitością został zbadany" - zaznaczył.
Z raportu wynika m.in., że załoga Tu-154M, który 10 kwietnia ubiegłego roku rozbił się na lotnisku w Smoleńsku, chciała wykonać jedynie próbne podejście do lądowania, nie wykonała jednak automatycznego odejścia m.in. z powodu braków w wyszkoleniu w 36. specpułku. Komisja stwierdziła m.in., że piloci przewożący najważniejsze osoby w państwie nie ćwiczyli na symulatorach lądowania w skrajnie trudnych warunkach, przy wykorzystaniu systemu TAWS.
Eksperci podkreślili też w dokumencie, że były braki w szkoleniu dotyczącym współpracy załogi pomiędzy sobą - efektem było to, że dowódca załogi był "nadmiernie obciążony". Wskazali również na nieprawidłowości w wyposażeniu lotniska i pracy rosyjskich kontrolerów - m.in. polska załoga mylnie była informowana, że jest na właściwej ścieżce i kursie.
Według komisji, nie było bezpośrednich zewnętrznych nacisków na załogę, by lądowała w Smoleńsku; dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik w końcowej fazie lotu był w kokpicie Tu-154M, nie ingerował jednak w działanie ani kapitana, ani załogi.
W efekcie raportu do dymisji podał się minister obrony narodowej Bogdan Klich. Została ona przyjęta przez premiera. Gazety spekulują o kolejnych dymisjach w wojsku związanych z ustaleniami komisji Millera.