Światowy Dzień Młodzieży w Madrycie pomoże w odkrywaniu wielkości, piękna wiary, ale i Kościoła – uważa bp Henryk Tomasik. W rozmowie z KAI krajowy duszpasterz młodzieży wspomina m.in. poprzednie spotkania młodzieży świata, mówi o swojej drodze wiary, trudnościach przed jakimi stoi młode pokolenie i potrzebie gorliwych przewodników duchowych dla młodzieży.
Wzorem może był któryś z katechetów?
- Może nie tyle wzorem, ale dobrym przewodnikiem po ścieżkach wiary był ksiądz, który był moim katechetą. Wcześniej udzielił mi sakramentu chrztu świętego. Po latach przygotowywał do pierwszej komunii świętej i bierzmowania. A w Seminarium był moim ojcem duchownym.
Miał Ksiądz Biskup swoje „niebo w płomieniach”, okres kryzysu sensu i wiary?
- Panu Bogu muszę dziękować za to, że moja postawa religijna rozwijała się spokojnie i nie przeżywałem żadnych wstrząsów. Po młodzieńczej fascynacji literaturą przyszło zainteresowanie matematyką i fizyką a następnie kosmologią. Książki z pogranicza teologii i kosmologii były ogromną pomocą w rozwoju mojej wiary. Wręcz byłem zachwycony tym, że ścisłe dyscypliny naukowe mogą pomóc w rozumieniu wiary i wskazują na istnienie Boga.
Do dzisiaj fascynuje księdza kosmologia?
- Tak. Niestety, brakuje czasu na te zainteresowania.
Od początku pontyfikatu Jan Paweł II mówił o młodzieży jako nadziei Kościoła. Powtarza to jego następca Benedykt XVI. Czy po tych 30 latach młodzież jest nadzieją Kościoła?
- Gdy mówimy o młodzieży często pojawiają się dwa określenia: „wiosna” i „nadzieja”. Wiosna ma różne kolory. Młodość ma także wiele wymiarów. Różne są także fundamenty nadziei z nią związane. Nasza młodzież jest bardzo spolaryzowana. Naśladuje dorosłych. Przejmuje różne wzory postępowania. Z jednej strony mamy młodzież zaangażowaną w życie parafii, w katolickie ruchy i stowarzyszenia, czy uczestnicząca w pielgrzymkach. Z drugiej strony mamy młodzież zagubioną. Przeraża nas przestępczość, agresja, czy patologie wśród młodych ludzi. Mamy dwa bieguny i oba są dla nas ważne. Biegun, który mówi o zagubieniu, patologii i problemach - jest dla Kościoła poważnym wyzwaniem duszpasterskim. Młodzież zaangażowana w życie Kościoła i zatroskana o własna formację chrześcijańską jest rzeczywiście nadzieją Kościoła.
A czego młodzież może oczekiwać od Kościoła?
- Od nas, duszpasterzy, wychowawców, rodziców młodzież oczekuje bardzo jasnego ukierunkowania życia. Młodzieży potrzebne są żywe drogowskazy. Współczesnej młodzieży, bardziej niż to było w moich czasach, potrzebne jest doświadczenie wspólnoty wiary. Dlatego tak wielki sens mają spotkania młodzieży, w tym Światowe Dni Młodzieży. W obliczu wielu trudności z jakimi spotykają się młodzi ludzie bardzo potrzebni są im gorliwi przewodnicy. Nie tyle osoby, które będą pracowały nad młodzieżą, ale ci, którzy będą towarzyszyli młodym ludziom w kształtowaniu ich dojrzałości osobowej i dojrzałej wiary.
Młodzież potrzebuje także autorytetów. Czy Kościół, ludzie Kościoła są dla nich takim autorytetem ?
- Młodzież potrzebuje autorytetów, ale nie zawsze nas dorosłych uznaje za autorytety. Młodzież pragnie nie tyle autorytetów narzuconych, ale wzorców, które zapracują na to, aby być autorytetem. Dlatego tak trudnym zadaniem rodziców, wychowawców i duszpasterzy jest znalezienie kontaktu i umiejętności towarzyszenia młodym ludziom, aby wybrali to, co my im proponujemy i nie poczuli się przy tym manipulowani, i że my im coś narzucamy. Niestety laickie media nie ułatwiają kształtowania właściwych postaw, w tym szacunku dla religii. Bardzo bolesne jest wzajemne podrywanie sobie autorytetu.
A co zrobić z tymi młodymi, dla których wiara jest obojętna, którzy stoją poza Kościołem?
- To jest pytanie, które stawia sobie każdy duszpasterz. W naszych czasach ogromną szansą jest ewangelizowanie młodzieży przez samą młodzież. Często towarzyszy nam przekonanie, że to rodzice i duszpasterz są tymi osobami, które mają ewangelizować młodzież. Teraz młodzież musi być przygotowana do ewangelizowania swoich środowisk poprzez dobre słowo, postawę, zachętę i świadectwo.
Gdyby jednak Ksiądz Biskup zapytał młodego człowieka, kto jest odpowiedzialny za ewangelizację to padłaby odpowiedział: ksiądz.
- Naszym zadaniem jest pokazywanie młodym ludziom współodpowiedzialności za wiarę i Kościół, wskazywanie na jego wymiar wspólnotowy i służebny. Wydaje mi się m.in., że nie do końca wykorzystane jest przygotowane do sakramentu bierzmowania. Mam wątpliwości, ile osób z tych, którym udzieliłem sakramentu bierzmowania, przyjmie postawę apostolską i włączy się w ewangelizowanie swojego środowiska. To jest pytanie, które często mi towarzyszy przy bierzmowaniu. Niekiedy stawiam je w homilii.
Statystycznie prawie wszyscy Polacy to katolicy, ale jeśli chodzi o publiczne deklarowanie swojej wiary, to jest już problem. Wielu politykom, ludziom życia społecznego uważających się za katolików, którzy powinni być autorytetami dla młodych, trudno przechodzi przez gardło powiedzenie: „Jestem katolikiem i dlatego zgodnie z sumieniem będę głosował przeciwko np. ustawie legalizującej aborcję czy eutanazję”. A na przykład w USA wiara jest argumentem w debacie politycznej. Dlaczego tak jest?
- W połowie lat 90. XX w. upowszechniła się w laickich mediach postawa streszczająca się w słowach: „Jestem katolikiem, ale …”. Powstał model katolika „katolik, ale”. Jestem katolikiem, ale w przypadku decyzji politycznych, czy ważnych społecznie debat wyłączam albo prawdy wiary, albo częściej, zasady moralne. To jedna strona medalu. Druga przyczyna leży w tym, że my nie cieszymy się z tego, że jesteśmy chrześcijanami. Niektórzy uważają, że są skazani na wiarę i w pewnym sensie zazdroszczą niewierzącym, gdyż oni mają łatwiejszą sytuację. W wielu z nas nie ma entuzjazmu i radości wiary, a przecież bycie wierzącym to coś pięknego i wielkiego.
Wstyd, że jestem wierzący?
- Może nie wstyd w sensie zapierania się wiary, ale uleganie przekonaniu, że nie należy publicznie mówić o swojej wierze. Kolejna tendencja, która pojawiła się także w latach 90. to właśnie teza, że religia, wiara jest sprawą prywatną człowieka. Chodzi o sprywatyzowanie wiary, a więc próbę zamknięcia wiary w czterech ścianach domu albo co najwyżej w kościele.