Raport pokazuje, że do szefa MON nie docierały żadne informacje o nieprawidłowościach dotyczących szkolenia w specpułku; gdyby docierały, spotykałyby się z natychmiastową reakcją - mówił na piątkowej konferencji Bogdan Klich.
Klich podał się do dymisji w czwartek. Dzień później, po opublikowaniu raportu Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego nt. katastrofy smoleńskiej, premier Donald Tusk poinformował, że przyjął rezygnację ministra. Raport komisji wymienia nieprawidłowości w wojsku - w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego i Dowództwie Sił Powietrznych.
"Mógłbym być niepotrzebnym obciążeniem przy wprowadzaniu niezbędnych rekomendacji i wytycznych ze względu na swoje emocjonalne związki z armią po czterech latach wspólnej pracy" - tłumaczył w piątek Klich na konferencji prasowej, na której żegnał się resortem. "Nikt nie będzie mógł powiedzieć, że w takiej trudnej sytuacji zabrakło mi odwagi" - dodał.
Klich podkreślił, że raport potwierdził, iż szef MON w żaden sposób nie uczestniczył w decyzjach dot. tragicznego lotu z 10 kwietnia 2010 r. Raport "komisji Millera" podaje, że 17 marca 2010 r. do MON wpłynęło pismo z Kancelarii Prezydenta informujące, że prezydent Lech Kaczyński chciałby, aby w uroczystościach w Lesie Katyńskim wzięli udział: szef Sztabu Generalnego WP, dowódca operacyjny Sił Zbrojnych oraz dowódcy: Sił Powietrznych, Wojsk Lądowych, Wojsk Specjalnych, Marynarki Wojennej oraz Garnizonu Warszawa. Zaproszenie nie zawierało informacji o przewidzianym środku transportu na miejsce uroczystości.
Natomiast 24 marca MON przekazał do Kancelarii Prezydenta pismo zawierające zgodę ministra na udział wskazanych dowódców w uroczystościach, bez odniesienia do przewidzianego środka transportu. Samolot specjalny jako środek transportu wskazywały imienne zaproszenia wystosowane z Kancelarii Prezydenta 25 marca.
"Udzieliłem zgody na udział w uroczystościach najważniejszych dowódców w państwie, a nie na przelot tym właśnie samolotem do Smoleńska" - podkreślił w piątek Klich.
Szef MON przyznał, że raport komisji badającej katastrofę jest trudny dla wojska. "Pokazuje wiele błędów i wiele nieprawidłowości, jakie miały miejsce w 36. specpułku oraz brak nadzoru ze strony Dowództwa Sił Powietrznych" - powiedział. Zaznaczył, że nie wpływały do niego żadne informacje o nieprawidłowościach w zakresie szkolenia. "Gdyby docierały, spotykałyby się z mojej strony z natychmiastową reakcją" - powiedział.
Podkreślił przy tym, że w przeszłości reagował "bezpośrednio i natychmiast", jeśli bezpośredni przełożeni nie reagowali. Jako przykład Klich podał swoją interwencję na sytuację kadrową w 36. specpułku - wprowadzenie specjalnych dodatków i podwyżkę wynagrodzeń dla pilotów jednostki.
Klich powiedział również, że resort nie szczędził pieniędzy na zakup paliwa lotniczego, by piloci mogli się szkolić. W trudnym dla budżetu państwa 2009 r. przeznaczono na ten cel 131 mln zł, podczas gdy rok wcześniej - 130 mln zł.
Raport "komisji Millera" wśród przyczyn katastrofy wymienił nieprzestrzeganie przepisów. W piątek Klich podkreślił, że dotyczy to niektórych żołnierzy. Przypomniał, że w kwietniu 2008 r. resort rozpoczął kilkuletnie działania na rzecz poprawy dyscypliny. Jak dodał, chodziło o to, by żołnierze zrozumieli, że niezbędne jest przestrzeganie przepisów i procedur. Klich przypomniał, że w latach 2008-2009 wojsko zrealizowało "program naprawczy dyscypliny wojskowej". Kolejny trwa od 2010 r. Zwrócił też uwagę, że w 2009 r. Sejm uchwalił nową ustawę o dyscyplinie wojskowej, która wprowadzała nowy system reagowanie na łamanie przepisów.
Klich, który kierował resortem od listopada 2007 r., powiedział, że w ciągu ostatnich czterech lat "udało się zmienić w wojsku prawie wszystko". "Mam poczucie, że 95 proc., może trochę więcej, tego, co zostało założone w ramach głębokiej reformy wojska, zostało wykonane" - podkreślił.